poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Obwieszczenie!

Hej wszystkim!
Mam dla Was raczej nie dobrą wiadomość.
Nowy rozdział zostanie dodany dopiero we wrześniu. Kiedy konkretnie? Na pewno po 8.09.
Mam nadzieję, że się na mnie nie obrazicie, czy pogniewacie.
Zwyczajnie w świecie, mam egzamin do zdania. I trzeba się do niego dobrze przygotować.
A połączenie praca+nauka+pisanie raczej nie przyniesie oczekiwanych przeze mnie rezultatów.
Do zobaczenia!
Marcyśka
Ps. Po egzaminie będę nadrabiać zaległe rozdziały u Was!

wtorek, 18 sierpnia 2015

8- Słowa dotrzymał

"Staram się zrozumieć, co takiego jest w nas, 
Że nie boimy się wbrew rozsądkowi gnać" 

I nastał dzień, który wszyscy kochają. Zwiastuje on zazwyczaj dobrą nowinę- 2 dni wolnego! Jak się trafnie domyślacie- dziś jest piątek, piątunio, piąteczek. 
Za oknem słońce rozgrzewało swoimi promieniami zaspane jeszcze twarze ludzkie. I te same promienie, tego dnia postanowiły zawitać do królestwa Matta. Przedzierając się przez szybę oparły się o jego twarz. Rozgrzewając policzek budziły go delikatnie ze snu. 
Chłopak zaspany przetarł dłońmi twarz. Chciał się obrócić na drugi bok, i iść dalej spać. Nie było mu to dane, ponieważ po jego sypialni rozszedł się donośny dźwięk budzika. Wyłączył go, i zsunął się z łóżka. 
Z zamkniętymi oczami poruszał się po garderobie, łazience. W końcu huk spadających naczyń obudził go całkowicie. Wybiegł z łazienki i gdy ujrzał Miję od razu przypomniał sobie wydarzenia poprzedniego wieczoru. 
-Przepraszam- powiedział na wstępie dziewczyna.- Chciałam ci zrobić śniadanie.- pochyliła się nad rozbitymi naczyniami i zaczęła je sprzątać. 
-Nic się nie stało. Jak się czujesz? 
-Bywało lepiej. Idź się ubrać, bo gorszysz.- zażartowała dziewczyna. 
On spojrzał na siebie. I fakt, można by to uznać za gorszący widok. W samych bokserkach prezentował się raczej kiepsko przed swoją szwagierką. Uśmiechnął się pod nosem i wrócił do przerwanej czynności. Zwykły szary dres. 
Siłowania odhaczona w jego codziennym grafiku. Jak zwykle mógł wyładować negatywne emocje. Mógł też zwyczajnie zapomnieć o otaczającym go świecie. On i jego oddechy. Nic więcej. 
O dziwo Paul wziął się za siebie na poważnie. Dziś także wylewał hektolitry potu. 
Zmęczony Matt wracał do swojego mieszkania. Będąc jeszcze na klatce słyszał podniesione głosy dochodzące zza jego drzwi mieszkalnych. 
Przyspieszył kroku i w głowie układał to co za chwile ma powiedzieć bratu. 
Wszedł do salonu i to co zastał zwaliło go z nóg. Dosłownie! Paul siedział na kanapie, a w jego ramię płakała Mija. On gładził ją po plecach i całował po czole, włosach, policzku. I wciąż powtarzał jedno krótkie: Przepraszam
-Mogę wiedzieć co tu się wyprawia?- zapytał swoich gości. 
-Przyszedłem przeprosić moją cudowną żonę. I podziękować bratu, że się nią zaopiekował.- wdał się jad w jego ton głosu.
-Co kurwa?
-To co słyszałeś! 
-A ty Mija od tak mu wybaczyłaś?
Dziewczyna zapłakana pokiwała tylko głową.
-Ja pierdziele.... 
-No już braciszku, wyluzuj! 
-Ty mi nie mów co mam robić! 
-O co tym razem Tobie chodzi? 
-O nic! Tak po prostu lubię czasem sobie pokrzyczeć. 
-Wybaczyła mi, więc nie rozumiem Cię. 
-Dobra nie ważne. 
-Masz tam śniadanie zrobione- powiedziała Mija.
-Dzięki.
Matt podszedł do dziewczyny i na jej włosach złożył pocałunek. 
Paul z czymś bliżej nieokreślonym w oczach spojrzał na Matta. 
Kiedy Matt brał prysznic, Paul postanowił kolejny raz przelać na swoją dziewczynę negatywne emocje. 
-Co on Cię tak całuje?!- podniósł głos na Miję.
-O co ci teraz chodzi? 
-O to co on z Tobą robi! 
-Odbiło Ci?! To Twój brat! Może trochę więcej szacunku do niego?
-Co proszę?! Weź ja ide do pracy, a ty rób co chcesz!- zrzucił z kolan Miję i udał się do drzwi.
Dziewczyna walczyła z kolejnymi łzami, które chciało wylać zranione serce. Nie rozumiała dlaczego Paul tak się zachowuje. Przecież taki nigdy nie był. Nim on opuścił mieszkanie za nim dało się słyszeć z ust Miji. 
-Pomyśl czasem za nim coś powiesz! 
Na te słowa Matt zarzucił na swoje mokre ramiona szlafrok i wybiegł z łazienki. Zdąrzył zatrzymać w drzwiach brata i chwycić go w mocnym uścisku. Ten zdezorientowany nie wykonał żadnego ruchu w geście obrony. Matt obrócił chłopaka twarzą do siebie i powiedział: 
-Jakim trzeba być idiotą, żeby na własną rękę niszczyć własne szczęście? 
-Co, teraz braciszku będziesz mi kazania prawił? A mam Ci przypomnieć co ty zrobiłeś Anie? 
-Oświeć mnie co ja takiego zrobiłem? 
-A panienki, które zaliczałeś, gdy Wam się nie układało? 
-I właśnie dla tego nie chcę abyś ty popełnił moje błędy! Masz żonę w ciąży, powinieneś się cieszyć, a nie zarzucać młodszemu bratu, że sypia z Twoją żoną! 
- A skąd mam mieć pewność, że tak nie jest? Może to jest Twoje dziecko? 
I w tym momencie Matt nie wytrzymał. Wymierzył niespodziewany cios w nos Paula. Chłopak nie miał szans się bronić, a jedyne co dało się słyszeć to chrupnięcie kości i przekleństwa z ust Paula. 
-Może to sprawi, że coś zrozumiesz. 
Odwrócił się na pięcie, i gdy miał już iść w stronę łazienki, mocny chwyt zatrzymał go w miejscu. Paul zręcznym ruchem odwrócił brata i już jego ręka zaciśnięta w pieść miała zderzyć się z którąkolwiek częścią ciała Matta, gdy zwyczajnie w świecie wychamowała przed ciałem Matta i opadła wzdłuż ciała Paula. 
-Masz rację... 
Ze spuszczoną głowa i batalią myśli Paul podszedł do swojej żony. Matt uznał, że lepiej bedzie zostawić ich samych, bo mają sobie dużo do wyjaśnienia. Dlatego udał się do garderoby przyszykować do pracy. 
-On ma rację. Jestem beznadziejnym mężem... Powinienem się cieszyć, ale to chyba jeszcze do mnie nie dotarło... I chyba się tego trochę bardzo boję. Po prostu chciałbym, aby nam nigdy niczego nie brakowało... - mówił to, co czuło jego serce. 
-Paul, mamy siebie, więc nam nic więcej nie potrzeba.- tłumaczyła mu dziewczyna. 
-Poraz kolejny tego dnia wybaczysz mi?- zapytał równie niepewnie jak pytał, czy zostanie jego żoną. Położył swoją prawą dłoń na jej, i spojrzał w jej niebieskie oczy i widział w nich czystą miłość. A ich obrączki niemiły się w blasku słońca.
-Tak. - odparła bez najmniejszego zawahania. Przyciągnęła jego głowę do siebie, i złożyła na jego ustach pocałunek.  On zachłanny jak nigdy wcześniej pogłębiał go. Chrząknięcie Matta oderwało ich od siebie. A wystraszony Paul zachaczył zranionym nosem o twarz swojej żony i jęknął przeciągłe z bólu. 
-Przepraszam brat.- powiedział Matt i podszedł z wyciągniętą dłonią w kierunku Paula.
-Zabije cię za mój nos!- odparł, ale się uśmiechnął, co było znakiem, że przeprosiny przyjęte. 
Chłopaki po przyjacielsku poklepali się po plecach. 
-Jedziemy do szpitala.- zadecydowała Mija, chwytając swojego męża za rękę. 
-Ykhym... A może najpierw się przebierzesz?- zasugerował Paul dziewczynie.
Ona spojrzała na siebie i przyznała rację chłopakowi. 
Szybko przebrała się w ubrania z dnia poprzedniego, pożegnała się z Mattem. Trzymając się za ręce opuścili mieszkanie. 
Młodszy Anderson w tym czasie jadł posiłek przygotowany przez Miję. 
Droga do pracy minęła mu na rozmowach telefonicznych z kontrahentami. A korek spowodowany wypadkiem, sprawił, że każde kolejne spotkanie było opóźnione. Zawsze, ale to zawsze denrwowaly go takie sytuacje. Nie lubił także, gdy o jakimś projekcie decydował humor i kaprys zainteresowanego. Pod ogromnym znakiem zapytania w tym momencie stał projekt budowy domu dla jednej z gwiazd Hoollywood. A to tylko dla tego, że rozmowa była telefoniczna a nie face to face. 
Nie zbiednieje, jeśli ten projekt nie dojdzie do skutku, ale przydałby się pod względem prestiżu, który sam fakt współpracy daje. 
Kiedy siedział już wygodnie na swoim prezesowskim fotelu, po jego biurze rozległo się delikatne pukanie. Poprawił się na krześle i rzekł: 
-Proszę! 
Do pomieszczenia weszła drobna dziewczyna, która nerwowo zaciskała palce na teczce. Matt znad sterty dokumentów dopiero po chwili podniósł swoją głowę. 
Przed nim stała Kate, która przygryzała wargę. 
-Usiądź, prosze!- wstał z miejsca i pokazał wolny fotel na wprost niego. Dziewczyna powoli pokonywała odległość. - cieszę się, że się zdecydowałaś. 
-To dla tego, że na prawdę te pieniądze się nam przydadzą.- odparła. 
-Podaj umowę.- Kate wyciągnęła plik dokumentow i podała je Mattowi. Chłopak jeszcze raz je przeglądnął i w odpowiednich miejscach złożył swój podpis. - witam na pokładzie!- wstał i wyciągnął dłoń w kierunku dziewczyny. Ona wyciągnęła swoją i jego delikatnie uścisnęła. 
-Mam nadzije, że bedzie się nam miło i owocnie współpracować. 
-Tylko na coś takiego liczę.- posłał jej łobuzerski uśmiech, który dziewczyna odwazjemniła. 
-Mery wprowadzi Cię w szczegóły Twojej pracy. Już teraz mogę Cię zapewnić, że nie jest to parzenie kawy i herbaty. 
-Nie wiem jak mam ci dziękować, że aż tak bardzo mnie cenisz.
-Nie musisz dziękować, wystarczy, że pracy się poświecisz. 
-Oczywiście. Clayton zaprasza dziś wieczór do nas na imprezę. Będziesz? 
-Oczywiście, że tak! Mam coś kupić? 
-Powiedział, że jak chcesz pić coś lepszego niż piwo, to sam sobie masz kupić.  
-Jasne! Nie uwierzysz, co dziś zrobiłem....
-Nie mam pojecia, więc mów.- powiedziała żywo zaciekawiona dziewczyna.
-Złamałem nos Paulowi. Tak dostał, że teraz biedaczek siedzi i czeka aż go łaskawie przyjmie lekarz.
-Nawet nie chcę wiedzieć o co poszło. A ktoś mi niedawno kazania prawił na temat kłótni z bratem.- uśmiechnęła się cwaniacko dziewczyna. 
-Oj tam. Ja tylko mówiłem, że siostry bym nigdy nie uderzył. A brat i do tego straszy to zawsze coś innego. 
-Yhym...
Po pomieszczeniu rozszedł się dźwięk telefonu. Matt od razu go odebrał. 
-Co jest Mery? 
-Ma pan kolejne spotkanie za 3 minuty.
-Dobra. Kate już idzie do Ciebie. 
-Ok. 
Odłożył słuchawkę na swoje miejsce. 
-No to pierwszy dzień w Twojej nowej pracy czas zacząć. Życzę powodzenia! 
-Nie dziękuje, żeby nie zapeszyć. 
Dziewczyna pozbierała wszystkie dokumenty i wyszła z gabinetu prezesa. 
Kolejne spotkanie Kate i Matta nastąpiło w samochodzie, który wiózł ich na imprezę do Claytona. 
-------------------
Średnio jestem zadowolona z jakości tego rozdziału, więc nie zdziwią mnie wasze negatywne komentarze.... 
Powiem szczerze, że ostatnio coraz ciężej mi się pisze to opowiadanie:/ Wybaczcie! 
Piszcie swoje uwagi w komentarzach! 
Z kolejnym widzimy się za tydzień! 
Zapraszam do obserwacji bloga! 
Do nastepnego! 
Marcyśka 
Ps. Za błędy przepraszam, rozdział pisany na telefonie ;) 

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

7 Idioto w twarz dostaniesz!

Ona znowu spędzi samotną noc, wierząc, że rano już zobaczy go! 


- Hej, co jest?- usiadł obok dziewczyny, i chwycił ją za dłoń.
- Hej.- wyszeptała.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz? – pytał zatroskany Matt swoją bratową.
- Pokłóciłam się z Paulem.- powiedziała, a kolejna fala płaczu wstrząsnęła jej ciałem.
- Poczekaj. Przebiorę się i naleję nam wina. Bo pewnie na trzeźwo nie ogarnę kłótni małżeństwa stulecia.
- Yhym.
Wstał z miejsca i poszedł się szybko przebrać w spodnie dresowe. Następnie w kuchni nalał do kieliszków czerwonego wina sobie i dziewczynie.
Sięgnął jeszcze po opakowanie chusteczek.
- Proszę.- poddał dziewczynie kieliszek. Ta podniosła się do pozycji siedzącej i wzięła naczynie od Matta.
- Teraz mów wszystko jak było. – nakazał dziewczynie.
Ona upiła łyk trunku i zaczęła swoją opowieść.             
- Może zacznę o początku…
- Tak będzie najlepiej- uśmiechnął się pokrzepiająco Matt.
- Kilka dni temu źle się czułam. W pracy prawie bym zemdlała. Na szczęście w porę usiadłam i jakoś mi przeszło. Objawy się nasilały, więc poszłam zrobić badania, takie wiesz, ogólne. Nie chciałam Paulowi nic mówić, żeby się niepokoił. Wiesz jak to z nim jest, nic groźnego a on dramatyzuje. No i lekarz daje mi wyniki badań i mówi: Gratulację, jest pani w 2 miesiącu ciąży. On taki zadowolony, a mi się cały świat wali na głowę. Musiałam samo sobie to wszystko poukładać, to poszłam na zakupy. Weszłam na dział dziecięcy i pomyślałam, że chcę to jakoś twórczo zakomunikować mężowi. Kupiłam śpioszki dla naszego dziecka. Przychodzę do domu, Paul oczywiście w papierach siedzi. Proszę go o rozmowę, wręcz go do tego zmuszam. I mówię mu, że jestem w ciąży, a on wpadł w taką furię. Cały czas krzyczał, że przecież ustalaliśmy, że na razie żadnych dzieci, że młodzi jesteśmy… Coś mówił, że ma jechać do LA na kontrakt… Za to dostał ode mnie w twarz… - i kolejny potok łez spływał po policzkach dziewczyny.  
- Co za idiota! Chodź do mnie!- rozkazał dziewczynie, a ona chętnie wtuliła się w jego silne ramiona.- a to będzie chłopiec czy dziewczynka? Bo nie wiem jaki ma mieć kolor tego osobnika samochód.- zaśmiał się chłopak, na co dostał w głowę poduszką.
- Jeszcze za wczas na płeć.-odparła śmiejąc się przez łzy.
- Naprawdę nie wiem dlaczego on się tak wkurzył. Przecież dziecko to chyba najlepsze, co może być.
- Możliwe, że znów jakiś kontrakt negocjuje. Ostatnio często wyjeżdżał.
- Ja muszę z nim porządnie porozmawiać i pewne rzeczy mu uświadomić. A mówiłaś komuś jeszcze?
- Nikt nie wie poza nami.
- jakby rodzice się dowiedzieli, co on wyprawia, to ojciec by rzucił wszystko i dostałby takie lanie, że przez miesiąc nie usiadłby na dupie.
- Myślę, że i tak by nie pomogło.
- Co planujesz?
- Na razie nic. Nie chcę wracać na noc do domu. On nie wie, że jestem u ciebie.
- Śpisz w gościnnym.
- Dzięki Matt.
- Nie ma za co.
Dziewczyna wstała z kanapy i poszła w kierunku wskazanym przez Matta. W połowie drogi zatrzymała się i powiedziała:
- Słuchaj jest sprawa, bo ja nie mam ze sobą żadnych rzeczy….
- Chodź, już Ci daję.
Razem udali się do garderoby Matta. Chłopak wyciągnął jej swój podkoszulek i bokserki.
- Ale za gacie, to ja podziękuje.- zaśmiała się.
- A kto mówi, że one dla Ciebie?- odparł śmiejąc się.
- Chociaż tyle mi oszczędzisz.
- A co nie podobają Ci się z Batmanem?- rozłożył je, prezentując w całej okazałości Miji.
- Nie, choć wolę klasyczną czerń.
Oboje śmiali się do łez.
Gdy przestali, rozeszli się każdy w swoim kierunku.
Matt wziął szybki prysznic i od razu rzucił się na łóżko, czekając aż Morfeusz zabierze go w swoje objęcia.
Nim to nastało, myślał o dniu dzisiejszym. O rozmowie z Kate, która przebiegła nie tak jak powinna. Tak bardzo chciał usłyszeć od niej te słowa, że będzie pracować u niego w firmie. Sam w zasadzie nie wiedział dla czego. Tak chyba po prostu, chciał wiedzieć, że u dziewczyny wszystko w porządku. Później starał się wyobrazić, jak będzie wyglądał mały Anderson. Oczyma wyobraźni widział jak wraz z Paulem biegają po Central Parku za piłką i śmieją się. A to wszystko bacznie obserwuje Mija i jego rodzice.
Sięgnął po telefon i napisał SMS do brata: Mija jest u mnie. W pysk dostaniesz, za to co zrobiłeś.
Nie spodziewał się zwrotnej wiadomości, i tak też się stało.
Pierwszy raz od niepamiętnego czasu zasnął nie gnębiony tym co było.

A Mija, leżała na plecach w wygodnym dwuosobowym łóżku i gładziła swój brzuch ręką.
Myślała nad tym co krzyczał Paul. Ona nie chciała mieć zaplanowanego całego życia. Chciała trochę spontaniczności. I ot, nadarzyła się okazja. Całym sercem kochała Paula, a w tym sercu zrobiło się miejsce dla Maleństwa. Połowa serca Paula, połowa Maleństwa. I trudno. Paul musi to zaakceptować. Nawet jeśli siłą będzie go musiała zaciągnąć na kolejne badanie USG, to to zrobi, bo chce ze swoim kochaniem posłuchać jak bije serce ich dziecka.
Tonąc w łzach i snując plany na jutro zasnęła.  

 ---------------------------------------
Dziś trochę krócej niż zwykle :) Ale za to tak bardzo rodzinnie.
Tzn, tak mi się wydaje. 
Plus jest tego wszystkiego taki, że dodaje rozdział o ludzkiej porze :D
Komentujcie! 
Z kolejnym widzimy się za tydzień! 17.08.
Do następnego!
Marcyśka
Ps. Piszę 2 bloga, na którego serdecznie Was zapraszam!
you-in-my-heart.blogspot.com 

wtorek, 4 sierpnia 2015

6 Co tak cenne jest

Nie ma szans, rozdział trzeba zamknąć
Warto ogrzać się, żeby nie zamarznąć.
Znaleźć miłość, ruszyć z miejsca, zacząć kochać,
Nowa przyszłość, ale inna niż wyśniona.

Codzienność wypełniona była rutyną. Zachowania mechaniczne, wyuczone uśmiechy, puste spojrzenia.
Dziś nie było inaczej. 7 rano pobudka, siłownia, śniadanie w biegu, praca.
W całym napiętym grafiku jeden miły element- spotkanie z nią.
Był umówiony z Kate na 13 w restauracji obok firmy. W asyście ochrony udał się na spotkanie.
Wszedł do częściowo zapełnionego lokalu. Biznesmeni negocjowali kontrakty, jakaś para jadła wspólny lunch zwyczajnie ciesząc się swoją obecnością.
A wystrój wnętrza restauracji ma zadowolić najbardziej wymagające oko. Przeszedł próg, a tam od razu witał go kelner, który zaprowadził do stolika. Nim usiadł w dłoniach trzymał już menu.
- Może na początek zaproponuję panu coś do picia.- około 30 letni chłopak z nienagannie ułożonymi czarnymi włosami, krótko obciętymi paznokciami i wyrazem twarzy, który nie zdradzał nawet najmniejszego zainteresowania klientem.  
- Wodę poproszę. I to na razie wszystko.- odparł.   
- Zaraz panu podam.
Usiadł wygodnie, jego spojrzenie utkwiło gdzieś za szybą. Obserwował jak krople deszczu spływają, spadają. Mężczyźni w garniturach i pod parasolem biegli załatwiając interesy. Kobiety w spódnicach do kolan, na szpilkach pewnie w duchu przeklinały pogodę.
Po chwili kelner podał zamówienie Mattowi.
Do kieszeni spodni sięgnął po telefon. Iphone sygnalizował mu, że otrzymał wiadomość e-mail.
Otworzył ją. Było to zaproszenie na bal charytatywny. Nie planował nigdzie iść, ale postanowił przelać 30 000 dolarów na konto fundacji.
Po kilkunastu minutach przyszła Kate.
-Witaj!- wyciągnął dłoń w jej kierunku.
-Cześć.- tylko tyle odparła.
Matt wstał od stolika i pomógł ściągnąć mokry płaszcz Kate. Dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością, ale czuła się lekko zażenowana.
- Przepraszam Cię za spóźnienie. Wiesz korki, a później auto mi się zepsuło. Musiałam przyjść na nogach.- nerwowo tłumaczyła się dziewczyna.
- Nie ma sprawy.
Usiedli na swoich miejscach naprzeciwko siebie.
Kate nerwowo poprawiała mokre włosy, które sklejonymi kosmykami opadały na jej ramiona.
Na widok, że dziewczyna usiadła przy stoliku jednego z najbogatszych ludzi, kelner niemalże biegiem podał jej kartę.
Wybrali jedzenie.
- Mam ze sobą Twoją umowę. Przeczytaj ją na spokojnie w domu, zastanów się, czy proponowane przeze mnie warunki pracy Ci odpowiadają.
- Jasne. Pewnie wszystko jest na tip top.- odparła dziewczyna, w momencie, kiedy Matt podawał jej teczkę z jej kopią umowy.
- Chciałbym, żeby tak było.- uśmiechnął się delikatnie.
- Wiesz, cały czas zastanawiam się, czy dobrze robię.
- Przecież nikt nie będzie wiedział o naszej relacji.- po raz n-ty zapewniał ją.  
- Ale mimo wszystko….
Matt odchylił głowę do tyłu i spoglądając w sufit. W ten sposób starał się opanować narastającą irytację na Kate.
- Dobra. Jak nie chcesz, to nie. Mi nic do tego. Ale chciałbym, abyś była szczęśliwa. Żebyś mogła zamieszkać na swoim, była samodzielna.
- Co? – spojrzała niedowierzając w słowa właśnie wypowiedziane przez Matta.
- To co słyszałaś.
- Człowieku, a kto Ci takich bzdur naopowiadał?! To, że czasem kłócę się z Claytonem, nie oznacza, że chcę się od niego wyprowadzić.
- Wiesz, ja i Paul też czasem się kłóciliśmy. Najczęściej jak byliśmy dziećmi o zabawki. Teraz nie wyobrażam sobie podnieść ręki na niego.
- I, co teraz będziesz prawił mi kazania?! Daruj sobie.
- Powiedz mi, jak mam z Tobą rozmawiać?
- Nie wiem. Może pewne sprawy powinieneś zostawić w przeszłości i nie zabierać ich w przyszłość? A może powinieneś przestać zbawiać świat?
Rozmowę, albo spostrzegawczą wymianę zdań przerwał kelner, który podał zamówienie.
Obydwoje pochylili się nad posiłkiem.
Matt zastanawiał się nad słowami Kate. Całego świata nie uratuje, ale najbliższych chce chronić. Czy to jakiś kompleks, który spowodowała śmierć Lilly?
- W każdym razie, masz umowę do podpisania. Zastanów się jeszcze nad tym. Gdybyś jednak uznała, że moja propozycja jest w porządku, to jutro o 9 zaczynasz pracę. I weź ze sobą swoją kopię umowy.- jako pierwszy przełamał panującą ciszę.  
- Dobrze.
- Robisz dziś coś wieczór?
- Nie mam żadnych planów, jeśli o to pytasz.
- Masz ochotę na kino?
- A później wspólna noc? Nie Matt, właśnie o tym rozmawialiśmy.
- Ok, a kino? I nic więcej, obiecuję.
- Matt…
- Po prostu nie chcę spędzić kolejnego wieczoru w mojej samotni.
- Pomyśle i dam Ci znać. A teraz muszę lecieć.
- Dzięki.
Wstał od stołu, pomógł ubrać płaszcz Kate.
Gdy dziewczyna opuściła lokal, ruchem ręki przywołał kelnera i uregulował rachunek.
Powolnym krokiem wrócił do firmy. Kolejne godziny mijały mu w miarę szybko. Choć co jakiś czas spoglądał na telefon, czy przypadkiem nie ma jakiejś wiadomości od Kate.
Tak owej nie doczekał się do końca dnia w pracy. Nie chciał nalegać, dlatego od razu wrócił do domu.
Włócząc stopami po parkiecie wtaczał się do mieszkania. W windzie poluzował krawat, który teraz niedbale rzucił na kanapę wraz z marynarką.
Podwinął rękawy koszuli. Otworzył lodówkę. Wyciągnął produkty, które pierwsze wpadły mu do rąk. Zrobił sobie kanapki do jedzenia.
Usiadł przed telewizorem i myślał.
Czasem zdarzało mu się rozmyślać nad własnym życiem. I dziś chyba pogoda spowodowała jego melancholiczny nastrój.
Miał wszystko, ale czegoś ważnego brakowało mu. Czegoś, co nie da się kupić. Cholernie bardzo brakowało mu bliskości.
Te kilka razy, gdy nocowała u niego siostra Claytona, sprawiły, że ponownie zapragnął budzić się, przy kimś kto go kocha.
Dokończył posiłek i poszedł się przebrać. Musiał się odstresować.
Skórzane spodnie, kurtka, rękawiczki, buty i kask do ręki- tak motocykl to lekarstwo.
Gotowy zabrał tylko telefon do kieszeni spodni i ruszył do windy.
Zatrzymała się na piętrze ochroniarzy, którzy automatycznie zebrali się z miejsc, lecz widząc Matta w motocyklowym stroju, opadli z powrotem na swoje miejsca.
Teraz tylko do garażu. Czuł jak jego serce radośnie łomocze w piersi. Na usta mimo woli wkradł się uśmiech.
Wyprowadził motocykl na zewnątrz i odpalił silnik. To najpiękniejsza melodia dla jego uszu.
Pozapinał wszystkie kieszenie, założył kask, zamknął garaż.
Wsiadł i był wolny.
Poruszał się po ulicach Nowego Yorku. Chciał być naprawdę wolny, dlatego postanowił jechać na autostradę.
Kolejne mijane samochody, ludzie, którzy się za nim oglądali- milioner, młody chłopak, szaleniec.
I upragniona prosta droga. Wyższy bieg i przed siebie.
Krajobraz rozmyty, nie miał dla niego większego znaczenia. Poczuł wolność, pęd powietrza, i ten dreszcz emocji. Niepowtarzalne doznania.
Prędkościomierz wskazywał 200 km/h i taką prędkość postanowił jak najdłużej utrzymywać.
Przestraszeni kierowcy uciekali przed nim na inne pasy, zostawiając mu pustą drogę.
Żółte linie prowadziły go tylko w przód.
40 minutowa wycieczka w zasadzie bez celu, tylko po to by się dotlenić, odprężyć przyniosła upragnione efekty.
Czuł się zdecydowanie lepiej. W jego organizmie została wytworzona odpowiednia dawka adrenaliny, od której był uzależniony.
Zadowolony zaparkował motocykl w garażu i lekkim krokiem udał się do windy.
Gdy wszedł do swojego  mieszkania zastał na kanapie płaczącą Miję. Od razu w kąt rzucił kask, kurtkę i rękawiczki.
- Hej, co jest?- usiadł obok dziewczyny, i chwycił ją za dłoń.
- Hej.- wyszeptała.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz? – pytał zatroskany Matt swoją bratową.
- Pokłóciłam się z Paulem.- powiedziała, a kolejna fala płaczu wstrząsnęła jej ciałem.
- Poczekaj. Przebiorę się i naleję nam wina. Bo pewnie na trzeźwo nie ogarnę kłótni małżeństwa stulecia.
- Yhym.
Wstał z miejsca i poszedł się szybko przebrać w spodnie dresowe. Następnie w kuchni nalał do kieliszków czerwonego wina sobie i dziewczynie.
Sięgnął jeszcze po opakowanie chusteczek.
- Proszę.- poddał dziewczynie kieliszek. Ta podniosła się do pozycji siedzącej i wzięła naczynie od Matta.
- Teraz mów wszystko jak było. – nakazał dziewczynie.
Ona upiła łyk trunku i zaczęła swoją opowieść.             
---------------------------------------------------
Hej!
Wiem, rozdział miał być w poniedziałek, a jest już wtorek- wybaczcie. Jedyne co mam na usprawiedliwienie, to, to, że w sobotę byłam w górach cały dzień. Po powrocie do domu walczyłam całą noc z zatruciem pokarmowym. Niedzielę ledwo żyłam. A dziś/ wczoraj (de facto jest wtorek, 1 w nocy) miałam chęć by napisać ten rozdział. 
Dobra, koniec historii życia.... :) 
Komentujcie! 
Mam jeszcze jedno ogłoszenie parafialne, mianowicie to opowiadanie będzie miało rozdziały dodawane raz w tygodniu- w poniedziałek. Nie chcę, aby straciło ono coś, przez to, że piszę 2 opowiadanie równolegle. 
Zapraszam do obserwacji bloga :) 
Widzimy się z Mattem za tydzień w poniedziałek 10.08 
Do następnego!
Marcyśka 

czwartek, 30 lipca 2015

5 Czy to kiedyś się skończy?

Ciągle szare dni i odległe wspomnienia... 

Upierdliwe pikanie wychodzące z jego telefonu budzi go o 7 rano. W myślach przeklina każdy taki dzień, kiedy musi, a nie chce.
Powoli otwierał zaspane oczy. Sięgnął dłonią po iPhone, aby go uciszyć, a przy okazji odpiąć od ładowania.
Mimo, że dobrze wiedział która jest godzina, to spojrzał na zegarek. Oczy oślepiła jasność ekranu, zmrużył je. 7 rano, i ni cholera nie chce wskazywać późniejszą godzinę.
Odłożył telefon na bok łóżka i podniósł się do pozycji siedzącej. Przetarł dłońmi zaspaną twarz.
Z bólem wstał z łóżka. Nie to, żeby był jakimś śpiochem, czy leniem, ale każdy tak czasem ma, że najchętniej spędziłby cały dzień w łóżku. A przynajmniej tyle, by bez bodźców zewnętrznych samemu wstać.
Wolnym krokiem udał się do łazienki. Zimny prysznic obudził go całkowicie.
Owinięty w ręcznik udał się do garderoby po strój sportowy. Pierwsze z brzegu spodenki i koszulka. Przecież, nie idzie na żaden bal.
Wrócił do sypialni i napisał Sms do ochroniarzy- Macie 5 minut. Dobrze wiedział, że tyle czasu mi wystarczy. W końcu mieli być gotowi o każdej porze dnia i nocy. Czasem wymagał od nich więcej, niż tylko ochrony tyłka.
Z telefonem w kieszeni poszedł do kuchni napić się zimnej wody. Czuł jak zimno rozchodzi się po jego przełyku. Po karku przeszły mu dreszcze.
Spojrzał przez okno- gęste szare chmury przysłoniły słońce. Może to i dobrze, bo kolejnego upalnego dnia nie zniósłby.
Obrócił się i zajrzał do lodówki. Była pełna jedzenia, a zatem ktoś dobry ją wczoraj uzupełnił. Najprawdopodobniej była to jego bratowa. To ona zwykle robiła za niego zakupy.
Poszedł po sportowe buty i z nimi na nogach wszedł do windy.
To, kogo ujrzał wsiadającego- zamurowało go.
-Kogoż me oczy widzą?- zapytał zdumiony.
-A widzisz, trzeba się za siebie kiedyś zabrać. – odrzekł uśmiechnięty Paul.
- Co wy mu podaliście?- dopytywał ochroniarzy.
- Nic.- odparł Jack.
- To miłość tak człowieka zmienia! Mówię Ci stary, zakochaj się!- gadał jak najęty.
- A powiesz nam coś o niej?- zaśmiał się Jams.
Sięgnął po telefon do spodni, i pokazał chłopakom zdjęcie jego nowej dziewczyny.
Była to ewidentnie modelka. Długie szczupłe nogi, biust całkiem pokaźny, i twarz, a w szczególności oczy, to one przyciągały spojrzenie. Duże brązowe okalane długimi rzęsami.
- No, no, no!- pokiwał uśmiechnięty Matt.- gratuluję wyboru.
- A dzięki! W sobotę się mamy spotkać. Wcześniej, wiesz praca.
- Wolnego i tak ci nie dam.- stwierdził ironicznie Matt.
- Nawet nie proszę.
- I bardzo dobrze.
Winda zatrzymała się i ruszyli w kierunku siłowni. Każdy z nich ciężko pracował nad swoją formą.
Paul, starał się jednego dnia nadrobić wszystkie, na których mógł być, ale nie był, ponieważ mu się nie chciało.
Chłopaki widząc jego zapał do pracy powątpiewali w długość chęci kolegi.
Po prawie 2 godzinach wracali do mieszkań. Byli tak zmęczeni, że nie mieli sił na jakąkolwiek rozmowę.
Szybki prysznic, zmiana stroju na elegancki- codzienność.
Po 40 minutach był prawie gotowy do wyjścia. Jego żołądek dał o sobie znać. No tak, śniadanie- najważniejszy posiłek dnia, a on nie ma czasu go przygotować i zjeść.
Wyciągnął chleb, położył na nim ser żółty i włożył to do mikrofali. Może mało wykwintne, ale przynajmniej coś zje.
Po  minucie, ser był już roztopiony. Parząc sobie palce zabrał kanapkę z talerza. Idąc do samochodu jadł ją.
W samochodzie nie mógł liczyć na żadną wymianę zdań, więc oparł głowę o szybę i gapił się na ludzi na ulicy.
Nieraz myślał, by kupić sobie psa, który wyrwałby go z monotonii i zapełnił by jakoś czas, ale właśnie- czasu- nigdy nie miał.
Widząc podobną dziewczynę do Any wrócił myślami do ich związku. Dalej nie rozumiał jak można jednego dnia zapewniać o miłości, a następnego bezczelnie odejść.
Wibrujący telefon wyrwał go z krainy smutnych myśli. Spojrzał na wyświetlacz. To była Kate.
- Tak?
- Cześć. Nie przeszkadzam ci?
- Nie. Właśnie jadę do pracy. Stało się coś?
- A czy musi, się coś stać, żebym mogła zadzwonić do Ciebie?- zapytała z pretensjami w głosie.
- Nie. Po prostu się zdziwiłem, że dzwonisz.
- Dobra nie ważne. Myślałam całą noc nad Twoją propozycją. Mimo wielu wątpliwości, myślę, że mogłabym spróbować.
- Cieszy mnie Twoja decyzja. Myślę, że jutro możemy się spotkać i omówić szczegóły.
- Ale nasza, że tak powiem, intymna relacja zostaje pomiędzy nami?.- zabrzmiało to jak twierdzące pytanie.
- Oczywiście.
- To dobrze. To do jutra.
- Cześć.
Rozłączył się, a Paul podjechał już pod budynek firmy.
Wysiadł z samochodu i w asyście ochroniarzy udał się w głąb budynku.
W pracy jak w pracy, czasem czas leci bardzo szybko, a czasem dłuży się niemiłosiernie.
Dziś dominowała ta druga opcja. Poza stertą podpisywanych dokumentów i zatwierdzaniu kolejnych projektów nic szczególnego się nie działo. Najbardziej lubił w swojej pracy coś tworzyć nowego. Każdy początek był inny, ale to było zawsze najlepsze. Od wydawałoby się irracjonalnego pomysłu do dzieła, które podziwiają wszyscy. To właśnie początek decydował, o tym czy coś powstanie czy nie.
W końcu gdy przebił się przez stertę papierów, był wolny.
- Szefie!- zawołał go jeden z pracowników. Mimo, że był bardzo młody, bo miał zaledwie 22 lata, to był świetnym grafikiem. Potrafił każdy projekt oprawić w genialną komputerową wizualizację.
- Co jest?
- Bo w zasadzie, mam takie pytanie. Czy te domy szeregowe, które projektujemy, będzie budować firma pańskiego brata?
- Z tego co mi wiadomo, będą starać się wygrać przetarg. Natomiast to wszystko jest dopiero we wstępnej fazie.
- Bo zastanawiam się nad kupnem. Jednak własny dom, to jest to.
- Jak coś będę wiedział, to dam ci znać.
-Dziękuję bardzo.
- Nie ma za co.
-Do widzenia.
Wyszedł z firmy i udał się do samochodu.
- Jedziemy na jakieś jedzenie?- zapytał pracowników.
- Moja siostra nagotowała nam jedzenia na cały tydzień.- odparł Jack.- Ale jak chcesz, to zawsze możemy gdzieś iść.
- Jezu… Dobra, Paul jedź do domu.
-Tak, Sir.
Czuł jak jego żołądek po raz kolejny tego dnia ulega samo strawieniu. To zawsze przypominało mu o tym, że trzeba jeść.
Może i wylewał hektolitry potu na siłowni, ale z dietą u niego krucho. Jakoś odkąd mieszka sam, nie potrafił myśleć o jedzeniu.
A może to była zwyczajnie reakcja na ból psychiczny?  A może jedzenie mu zbrzydło?
Doskonale przecież pamiętał jak Ana oddawała się gotowaniu. Nigdy nie pozwalała mu wyjść do pracy bez śniadania, później przyjeżdżała do firmy z obiadem. A jak wracał to zawsze było coś ekstra na kolacje.
I znowu myślał o niej. A ileż to już razy obiecywał sobie, że to się więcej nie powtórzy.
Z rosnącym bólem w brzuchu dotarł do mieszkania. Niemalże biegiem popędził do lodówki.
Niezastąpiona Mija zostawiła mu gotowy obiad. Wrzucił go do mikrofali i odgrzał. Czekając na posiłek napisał do niej: 
- Dziękuję za obiad. :* 
Po chwili dostał zwrotną wiadomość. 
- Ktoś mus dbać o mojego ulubionego szwagra :D
- W końcu masz go tylko jednego :D 
- I co ja biedna pocznę jak z głodu padnie?
- Zapewne wcześniej nakarmisz xD
Pikanie mikrofali dało znać, że posiłek jest gotowy.
Wyciągnął gorący talerz i zabrał się za jedzenie. Makaron z sosem grzybowym, to zdecydowanie popisowe danie Miji.
- A na śniadania do pracy mogę liczyć?
 - Jakbyś był moim mężem to owszem.
- ;( to się nie uda… Wybacz :D
Brudny talerz odłożył do zmywarki. I z nudów zasiadł przed telewizorem.
Leciał jakiś durny serial, na który w ogóle nie zwracał uwagi. Jego myśli były zupełnie gdzie indziej.
Nie chciał poddać się prawie że samobójczym myślą. Ale to zawsze było silniejsze od niego. Przecież tyle razy udaje w ciągu dnia, że wszystko jest w porządku, a wieczorem coś od środka go roznosi.
Wyrzucił wszystkie rzeczy z nią związane, lecz wspomnień nie da się tak łatwo wymazać.
Jakaś scena, gdzie bohaterowie wyznają sobie miłość go dobiła. Wyłączył naprędce telewizor i z bezsilności rzucił pilotem.
Spojrzał na zegarek- 20:34- to za wczas by iść spać i za późno, by gdzieś iść. Wyrwać się do ludzi.
Mówią, że Nowy York nigdy nie śpi, to kolejna bzdura. Przecież, wszystko kiedyś musi się skończyć.
Wziął laptop ze stolika na kolana. Szukał czegoś, co odciągnie jego myśli.  
W wyszukiwarce wyskoczyła mu reklama jednego z klubów tenisa.
Gdy był dzieckiem grywał, lecz z czasem sport poszedł w jego życiu w innym kierunku. Może to właśnie ten czas, by powrócić do tego sportu?
Zapisał dane kontaktowe w telefonie.
Powrócił do przeglądania stron z sportowymi samochodami. Znalazł kilka interesujących ofert. Szybko kalkulując w głowie doszedł do wniosku, że na razie nic mu nie potrzeba i zakup kolejnego odpuści sobie. Przynajmniej na ten miesiąc.
Wieczorna rutyna. Prysznic i do spania. I jak nie przed snem myśli o niej, to w nocy sny z jej udziałem w roli głównej. Czy to kiedyś się skończy?
----------------------------------------------------
Dotrwałeś do końca? Gratuluje! ten rozdział jest mega nudny... :( 
Komentujcie! 
Najprawdopodobniej w sobotę powinien pojawić się prolog do nowego opowiadania :)
zapraszam na: you-in-my-heart.blogspot.com 
to chyba tyle :)
Widzimy się z kolejnym w poniedziałek :)
Do następnego!
Marcyśka 

                 

poniedziałek, 27 lipca 2015

4 Błogosław nam Panie!

„Tylko jedno życzenie, by w końcu się uwolnić”
Chwycił jej drobne ciało na swoje ręce i zaniósł do łóżka. Położył ją na środku i jeszcze raz zaczęli się całować, tym razem bardzo delikatnie, delektując się sobą. 
- Matt proszę…- wyszeptała dziewczyna, gdy ten całował ją w jej czuły punkt na szyi.
- O co?- zamruczał, i szedł dalej drogą pocałunków ku jej ramieniu.
- Przestań! Clayton tu może w każdej chwili wejść. 
-Jeju!- zaczął marudzić, i odepchnięty małymi dłońmi dziewczyny położył się obok niej na łóżku.
Jak na zawołanie do pokoju wszedł Clayton.  
- Przepraszam,  że przeszkadzam, ale mam pytanie. Matt zostajesz na kolację?- zapytał, spoglądając na Kate i Matta. Jego mina nie wyrażała w zasadzie nic. Żadnej, nawet najmniejszej zmiany.
- Taak. Zamów pizzę, ja płacę.- powiedział Matt, podnosząc się do pozycji siedzącej, i poprawiając koszulę. 
- Tą co zawsze?- upewnił się, choć doskonale znał zdanie Matta na temat pizzy; z szynką i pieczarkami najlepsza. 
- No pewnie! Innej nie jadam. 
- Rozpieszczony typ.- zażartował i pokręcił roześmiany głową.
- Chyba ty!- chwycił leżącą obok poduszkę i rzucił nią w kierunku Claytona, ten zdążył schować się za drzwiami, tym samym wychodząc z pokoju. 
- Żadnej awantury, żadnej reakcji na nas…- popatrzył z niedowierzaniem na drzwi.
- Może Ciebie akurat toleruje i wie, że mi nic złego nie zrobisz.- powiedziała Kate uśmiechając się delikatnie do Matta, i głaszcząc go po plecach.
- Przecież ja same dobre rzeczy robię.- obrócił się do dziewczyny i niespodziewanie pocałował ją w usta.
- Bo popadniesz w samouwielbienie.
- Ja?! Nigdy! Ktoś tak cudowny jak ja jest tylko do kochania.- i wystawił dziewczynie język.
- Oj Matt, Matt.- pokręciła głową.
- Kochanie, ja zawsze Ci mogę pokazać, że dobre rzeczy zawsze robię co najmniej dobrze. 
- Skończ z tymi przechwałkami, bo się w drzwiach nie zmieścisz.
- Kiedy ja dopiero zaczynam. A tak całkiem serio, to pomyśl nad moją propozycją pracy. Pieniądze się Wam przydadzą. 
- Wiem Matt, ale to nie takie proste. 
- Przecież nikt w biurze nie wie o tym co nas łączy, jeśli coś w ogóle nas łączy.
- Proszę, daj mi czas do zastanowienia się. 
- Jasne. 
Wstał z łóżka, zabrał swoje rzeczy. 
- Idziesz do tego imbecyla?
- Tak. 
Dziewczyna wstała z swojego miejsca, poprawiła swój ubiór, tak by nie wzbudzał podejrzeń Claytona. 
Ramię w ramię zeszli po schodach na dół. 
Zastali Claytona pochylonego nad maską samochodu. 
- Cholerstwo nie chce się odkręcić.- jęczał ni to do części ni to do przybyłych.
- Pokaż to.- rozkazał Matt kumplowi.
Zabrał od niego narzędzia i napinając mięśnie próbował odkręcić śrubę. Po kilkunastu próbach i kilku kombinacjach udało mu się.
- Upieprzyłeś sobie koszulę smarem. To się nie wypierze.- troszczyła się o niego Kate.
- To się wyrzuci i kupi nową. Stać mnie. – rzucił, jakby nie przywiązywał wagi do pieniędzy.
- I właśnie dla tego ludzie nie lubią bogatych.- skrytykowała go dziewczyna.
- Jakbym nie miał, to bym uważał, a że mam, to mam to w nosie. 
- Ehh.- machnęła na to Kate.
Matt wyciągnął telefon z kieszeni i zadzwonił do Paula.
- Tak Sir?
- Przyjdź po moje ubrania i jedzenie dla Was, jak dostawca przyjedzie.
- Dobrze Sir. 
Rozłączył się i wrzucił telefon z powrotem do kieszeni spodni.
- Mówiłem, Wam już, że nic mnie tak nie wkurza jak moja ochrona i kierowca? Nie, to wam mówię. Tylko jebane ”tak Sir”… 
- Pierwszy raz narzekasz na ochronę. Brawo! Mówiłem Ci, że to durny pomysł.- skrytykował go Clayton.
- Stary, przecież wiesz dlaczego ją mam. Gdyby nie tamta sytuacja w życiu bym się nie bawił w takie coś. 
- Oni po prostu wykonują swoje obowiązki profesjonalnie. Czego ty się spodziewałeś, rozmów  przy kawce i ciasteczku? – dorzuciła swoje pięć groszy Kate.
- No nie, ale jakiś ludzkich reakcji. Najwięcej się o nich dowiem w windzie rano, jak idziemy na siłownię. 
- Bo w tedy nie są w pracy. Nie marudź, tylko się ciesz, że ma Ci kto dupę wozić i ją pilnować.- odparł Clayton.
- Dobra, dobra. 
Kilkanaście minut oczekiwania na dostawcę pizzy spędzili na wzajemnym dogryzaniu sobie i luźnych rozmowach.
Matt odebrał od dostawcy 3 duże kartony, zapłacił rachunek i podziękował. W tym samym czasie w drzwiach garażu stanął Paul. 
- Macie i jedzcie, żebyście mi z głodu nie pomarli.- podał swojemu szoferowi ogromne pudełko. 
- Dziękujemy, Sir.- odebrał, i już go nie było.
Z pozostałymi dwiema udał się do kuchni. 
Kate rozkładała talerze, a Clayton nalewał każdemu do szklanki piwa. 
Matt położył pizzę na środek stołu. 
Wszyscy zasiedli do wspólnej, przyjacielskiej kolacji. 
Matt jako pierwszy wyciągnął rękę po kawałek.
- Zmów najpierw modlitwę.- upomniał go Clayton.
Podali sobie dłonie; Matt Kate i Claytonowi, a rodzeństwo chwyciło swoje.
- Dziękujemy ci Panie, za to, że możemy tu być i jeść ten posiłek. Błogosław wszystkim tym, którzy go przygotowali. A także nas prowadź swoimi ścieżkami. Amen.- wypowiadał słowa w pełnym skupieniu. Nie była to wcześniej przygotowana regułka, lecz słowa płynące prosto z jego serca.- Smacznego.
Puścili dłonie i zaczęli wspólny posiłek. 
Po nim Matt pozbierał brudne naczynia i włożył je do zlewu. Miał zamiar umyć je z pomocą Kate. Clayton w poszedł do salonu oglądać mecz koszykówki.
- Matt, choć tu! Sama sobie poradzi!- usłyszeli rozkaz Claytona.
- Idź, poradzę sobie.- próbowała wygonić go do brata.
- Pomogę Ci, kosz to nie moja bajka. 
- Matt, naprawdę idź do niego.
- Anderson rusz dupsko! 
Matt odłożył wycierany przez siebie talerz i z butelką piwa ruszył do Claytona.
Rozłożył się wygodnie na kanapie. 
Wraz z kumplem obserwował poruszających się zawodników po boisku. Gry zespołowe to nie jego bajka. To mniej więcej działa tak w jego odczuciu, że jeden wykonuje całą pracę, bo mu zależy, a reszta ma to w nosie. Dlatego zdecydowanie bardziej woli sporty indywidualne. Bo tam, od Ciebie zależy twój wynik.  
Pod koniec pierwszej kwarty dołączyła do nich Kate. Bardzo żywo reagowała na poczynania zawodników. Wzbudziło to pewne zainteresowanie u Matta. Myślał, że Kate wyrosła już z bycia kibicem, i przestała ją interesować koszykówka. Przecież w liceum doznała kontuzji kolana i nie była w stanie grać zawodowo, a to spowodowało u niej depresję. Nie rozumiał jak można oglądać coś, co miało wielkie znaczenie w przeszłości.   
Po meczu został odprowadzony przez dziewczynę do samochodu. Pożegnała się z nim buziakiem w policzek. 
Matt wsiadł do auta i wrócił do swojego mieszkania.  
Wszedł do swoich czterech ścian. Rzucił niedbale na kanapę w salonie ubrania, które wcześniej zabrał od ochroniarzy. 
Idąc w kierunku prysznicu rozpinał guziki koszuli, by zrzucić ją z ramion w łazience. Rozebrał się i wszedł pod prysznic. Ciepła woda spływała po jego ramionach, masując obolały kark. Zabrał żel pod prysznic i się umył. 
Wyszedl spod prysznicu, wytarł swoje umięśnione ciało. Włosy przetarł ręcznikiem i zostawił mokre. 
Owinął biordra ręcznikiem, umył zeby i wyszedł z łazienki, udając się do garderoby po czystą bieliznę. 
Zmęczony całym dniem rzucił się na łóżko. Przymknął powieki, i po kilku chwilach zamiast błogiego snu, pojawiły się bolesne wspomnienia. 
Słyszał jej śmiech, gdy przed oczami widział jak tańczy cała mokra w deszczu. Było to, gdy wracali do domu po romantycznej kolacji. Ana uparła się, żeby iść pieszo. I jak na złość zamiast cieplej letniej nocy, dopadł ich desz. On stał schowany przed deszczem pod sklepową markizą, a ona wybiegła na środek ulicy i po prostu tańczyła w rytm muzyki, która dobiegała z jednego okna mieszkania. Krople wody spływały po jej twarzy, a uśmiech nie schodził z ust. Wyciągnęła w jego kierunku dłoń, on chwycił ją i tańcząc wrócili do domu. 
Pózniej wzięli wspólny ciepły prysznic i kochali się całą noc...
Próbował walczyć z łzami, ale poległ w tej bitwie. Jak zawsze z resztą wspomina to co było. Nie umie wytłumaczyć, dlaczego tamtego dnia pozwolił jej tak po prostu odejść. Przecież obiecała, że zawsze będzie kochać! Chciał wierzyć w cokolwiek innego, niż to, że tak bez powodu można zostawić miłość swojego życia. 
W końcu sen utnął świadomość... 
---------------------
Za to co czytaliście- nie odpowiadam! 
Tak jak pisałam na fb, planuję nowe opowiadanie. Szczegóły podam wam wkrotce :) 
Czytasz=komentujesz=Motywujesz !!
Zapraszam na fb: https://www.facebook.com/marcyska02 i do obserwacji bloga :D 
A i jak możecie zauważyć, z boku bloga jest wypisane, gdzie mnie możecie znaleść :) 
Widzimy się we czwartek ! 30.07
Do następnego ! 

Marcyśka 

czwartek, 23 lipca 2015

3 Wystarczy piwo!

Żyjesz wspomnieniami, żyjesz tym co było,
Żyjesz tym, co niestety już się zakończyło… 

Podpisywanie sterty papierów, spotkania biznesowe-  życie w pracy. Hektolitry kawy, najczęściej fast foody- dieta. Mama  Matta i tak mówi, że dobrze się trzyma.  Ponoć ojciec w tym wieku już miał lekki mięsień piwny i coraz większe zakola. 
Wreszcie wybiła 19, kiedy to mógł ze spokojem opuścić firmę. Obecnie jego architekci pracują nad projektem nowego centrum handlowego. Jak się uda zrealizować ten projekt do końca , to na pewno pojedzie na wakacje. 
Kiedy wychodził z biura sięgnął po telefon do kieszeni spodni. Wybrał numer do Claytona.
- Czego?- usłyszał po kilku sygnałach.
- Miło Cię słyszeć bracie. Co robisz?- od razu przeszedł do konkretów.
- W przeciwieństwie do Ciebie pracuje, a czego sobie dusza życzy?
- Zimnego browara. 
- To zmień adres. U mnie nie dostaniesz.
- A co jeśli przyjadę z?
- To w tedy możemy jakoś rozmawiać.
- Oj Clayton, Clayton. Jak dojadę to będę.
- Nara!
Paul podjechał Mercedesem na parking przy wejściu do biurowca. Matta do samochodu prowadzili ochroniarze, którzy bacznie obserwowali ludzi znajdujących się na tej samej ulicy, oraz wszystkie te miejsca, które mogły stwarzać potencjalne niebezpieczeństwo. 
Matt rozsiadł się wygodnie na tylnym siedzeniu, obok niego siedział Jack. 
- Jedź do najbliższego monopolowego, a później do warsztatu Stanleya. 
- Tak, Sir.
Kolejny rozmowny się znalazł…Pomyślał Matt i oddał się lekturze gazety na swoim smartfonie.
Po 15 minutach znaleźli się obok sklepu. Matt wysiadł z samochodu a za nim jak cień udał się Jack. 
Kupił 6 butelek piwa i wrócił do samochodu. Paul zawiózł ich wszystkich do warsztatu mechanicznego Claytona.
Przywitał ich ogromny  betonowy plac z halą przerobioną na garaż. 
Matt wysiadł z samochodu i zabrał ze sobą swoje zakupy. James wysiadł z samochodu, rozglądnął się po okolicy. Uznając ją za bezpieczną wsiadł z powrotem do mercedesa.  Paul wraz z ochroniarzami znikł z pola widzenia parkując w odległej uliczce, zapewniając prywatność szefowi.   
Drzwi do garażu stały otworem. Jak to w garażu, każda rzecz miała swoje miejsce, często zawdzięczając je przypadkowi. 
Pewnym krokiem chłopak wszedł do pomieszczenia, szukając wzrokiem któregoś z Stanleyów. 
Za podniesionej do góry klapy maski samochodu wyłoniła się głowa Claytona. 
- Siema.- przywitał się Matt z kumplem.
- Cześć.- uścisnął dłoń Matta Clayton.- Przepraszam, za to co było rano. Trochę mnie poniosło. Wiesz jak to jest, gdy trzeba się opiekować siostrą.
- Nie uważasz, że trochę przesadzasz? Ona jest dorosła i ma prawo decydować co robi. 
- Wiem, ale bierze mnie coś, jak pomyśle sobie, co ona może robić z jakimś frajerem.
- Na pewno nie robi nic, co może się źle skończyć.
- Właśnie jak się skończy, tego nie wie nikt.
- Ale daj jej luz.
- Dobra, dobra. A co z pracą dla niej?
- Ja właśnie w tej sprawie musze z nią porozmawiać. Jest u siebie? 
- Tak. Ściągnij ten fraczek i chodź mi pomóż. 
Matt wykonał prośbę kumpla- ściągnął marynarkę i powiesił na gwoździu przybitym specjalnie dla niego. Odpiął spinki od koszuli, i włożył je do kieszeni marynarki, podwinął rękawy,  krawat powiesił obok marynarki. Odruchowo odpiął 3 guziki koszuli. Wyciągnął po piwie dla każdego, otworzył je.
- Zdrowie!- powiedzieli i stuknęli się butelkami. Każdy z nich wypił kilka łyków trunku. Odłożyli butelki na bok i zaczęli majsterkować przy samochodzie.  
Po pewnym czasie do chłopaków przyszła Kate ubrana w jeansowe szorty ogrodniczki zapięte na jednym ramieniu, a drugi pasek był niedbale opuszczony z boku. Biała bokserka odkrywała jej kształtny biust. Włosy związała w luźnego kucyka.
Matt poczuł na sobie spojrzenie dziewczyny i obrócił się w jej kierunku. Ona odruchowo przygryzła dolną wargę. 
- Cześć- przywitała się lekko zachrypniętym głosem.
- Cześć.- odparł Matt.- Poradzisz już sobie sam? 
- Ta, idźcie pogadać.
Matt chwycił butelkę piwa i opróżnił ją do końca. Pustą butelkę odłożył obok kosza.
- Tam masz jeszcze browary jak byś chciał.- wskazał kumplowi Matt. Ten tylko pokiwał głową i oddał się swojej pracy. 
Chłopak wytarł brudne dłonie od smaru w papier i zabrał swoje ubranie.
Kiedy wspinali się po schodach do mieszkania Stanleyów Kate zaczęła rozmowę.
- O czym mamy rozmawiać? 
- O Twojej pracy w mojej firmie. Oferta aktualna.
- Muszę to przemyśleć.
Weszli do dwupokojowego mieszkania mieszczącego się nad warsztatem. Matt poruszał się po nim jak po własnym. 
Kiedy był w młodszy i zdarzały mu się kłótnie z rodzicami na temat jego przyszłości uciekał do Stanleyów. Tam zawsze znajdywał pocieszenie, może przez to, że oni mieli podobną pasję i mimo, że to namiastka szczęścia, to była wystarczająco duża, aby żyć tak jak tego od niego oczekiwano.  
- Nad czym ty chcesz się zastanawiać? Proponuję Ci pracę z dobrym wynagrodzeniem, w Twoim zawodzie, a ty musisz pomyśleć…- stwierdził  z dezaprobatą.
- A wziąłeś pod uwagę fakt, że ostatnie 2 noce spędziliśmy razem?! Pomyśl jak się będziemy czuć w takiej sytuacji? 
- Normalnie. Mi to w niczym nie przeszkadza.
- Czasem jesteś tak samo ciężki jak mój brat…-pokręciła głową. 
- Nie porównuj mnie do niego!
- Bo co, Twoje ego na tym ucierpi?! Nie wszyscy mają całe życie podane na tacy! 
- O czym ty mówisz do mnie, dziewczyno! Proponuję Ci pracę jako moja sekretarka, bronię Cię przed bratem, a ty co!
- Ty mnie bronisz przed Claytonem?! Nie ośmieszaj się do reszty. Proszę Cię, wyjdź stąd!  
- Jak chcesz… 
Wykonał kilka kroków w kierunku drzwi wyjściowych, po czym obrócił się i pobiegł do Kate, następnie wpił się łapczywie w jej usta.
Dziewczyna przez chwilę stała zdezorientowana, po czym reagując na bodźce oddała pocałunek. Włożyła ręce w jego włosy, przyciągając jego głowę jeszcze bliżej swojej. 
Chłopak oderwał się od jej ust i popatrzył jej głęboko w oczy. Brązowe tęczówki kryły w sobie pożądanie i coś jeszcze. Ale to coś już nigdy nie miało się pojawić w jego życiu- tak sobie obiecał. 
Chwycił jej drobne ciało na swoje ręce i zaniósł do łóżka. Położył ją na środku i jeszcze raz zaczęli się całować, tym razem bardzo delikatnie, delektując się sobą. 
- Matt proszę…- wyszeptała dziewczyna, gdy ten całował ją w jej czuły punkt na szyi.
- O co?- zamruczał, i szedł dalej drogą pocałunków ku jej ramieniu.
- Przestań! Clayton tu może w każdej chwili wejść. 
-Jeju!- zaczął marudzić, i odepchnięty małymi dłońmi dziewczyny położył się obok niej na łóżku.
Jak na zawołanie do pokoju wszedł Clayton.  
-----------------
Tej nieromantycznej historii ciąg dalszy :)
Komentujcie! Tak, wiem, że dużo gorszy od poprzednich, ale tak jakoś wyszło... :( 
Widzimy się w poniedziałek! 
Zapraszam na fb https://www.facebook.com/marcyska02 i do obserwacji bloga, by być na bierząco :D 
Do następnego! 

Marcyśka