czwartek, 30 lipca 2015

5 Czy to kiedyś się skończy?

Ciągle szare dni i odległe wspomnienia... 

Upierdliwe pikanie wychodzące z jego telefonu budzi go o 7 rano. W myślach przeklina każdy taki dzień, kiedy musi, a nie chce.
Powoli otwierał zaspane oczy. Sięgnął dłonią po iPhone, aby go uciszyć, a przy okazji odpiąć od ładowania.
Mimo, że dobrze wiedział która jest godzina, to spojrzał na zegarek. Oczy oślepiła jasność ekranu, zmrużył je. 7 rano, i ni cholera nie chce wskazywać późniejszą godzinę.
Odłożył telefon na bok łóżka i podniósł się do pozycji siedzącej. Przetarł dłońmi zaspaną twarz.
Z bólem wstał z łóżka. Nie to, żeby był jakimś śpiochem, czy leniem, ale każdy tak czasem ma, że najchętniej spędziłby cały dzień w łóżku. A przynajmniej tyle, by bez bodźców zewnętrznych samemu wstać.
Wolnym krokiem udał się do łazienki. Zimny prysznic obudził go całkowicie.
Owinięty w ręcznik udał się do garderoby po strój sportowy. Pierwsze z brzegu spodenki i koszulka. Przecież, nie idzie na żaden bal.
Wrócił do sypialni i napisał Sms do ochroniarzy- Macie 5 minut. Dobrze wiedział, że tyle czasu mi wystarczy. W końcu mieli być gotowi o każdej porze dnia i nocy. Czasem wymagał od nich więcej, niż tylko ochrony tyłka.
Z telefonem w kieszeni poszedł do kuchni napić się zimnej wody. Czuł jak zimno rozchodzi się po jego przełyku. Po karku przeszły mu dreszcze.
Spojrzał przez okno- gęste szare chmury przysłoniły słońce. Może to i dobrze, bo kolejnego upalnego dnia nie zniósłby.
Obrócił się i zajrzał do lodówki. Była pełna jedzenia, a zatem ktoś dobry ją wczoraj uzupełnił. Najprawdopodobniej była to jego bratowa. To ona zwykle robiła za niego zakupy.
Poszedł po sportowe buty i z nimi na nogach wszedł do windy.
To, kogo ujrzał wsiadającego- zamurowało go.
-Kogoż me oczy widzą?- zapytał zdumiony.
-A widzisz, trzeba się za siebie kiedyś zabrać. – odrzekł uśmiechnięty Paul.
- Co wy mu podaliście?- dopytywał ochroniarzy.
- Nic.- odparł Jack.
- To miłość tak człowieka zmienia! Mówię Ci stary, zakochaj się!- gadał jak najęty.
- A powiesz nam coś o niej?- zaśmiał się Jams.
Sięgnął po telefon do spodni, i pokazał chłopakom zdjęcie jego nowej dziewczyny.
Była to ewidentnie modelka. Długie szczupłe nogi, biust całkiem pokaźny, i twarz, a w szczególności oczy, to one przyciągały spojrzenie. Duże brązowe okalane długimi rzęsami.
- No, no, no!- pokiwał uśmiechnięty Matt.- gratuluję wyboru.
- A dzięki! W sobotę się mamy spotkać. Wcześniej, wiesz praca.
- Wolnego i tak ci nie dam.- stwierdził ironicznie Matt.
- Nawet nie proszę.
- I bardzo dobrze.
Winda zatrzymała się i ruszyli w kierunku siłowni. Każdy z nich ciężko pracował nad swoją formą.
Paul, starał się jednego dnia nadrobić wszystkie, na których mógł być, ale nie był, ponieważ mu się nie chciało.
Chłopaki widząc jego zapał do pracy powątpiewali w długość chęci kolegi.
Po prawie 2 godzinach wracali do mieszkań. Byli tak zmęczeni, że nie mieli sił na jakąkolwiek rozmowę.
Szybki prysznic, zmiana stroju na elegancki- codzienność.
Po 40 minutach był prawie gotowy do wyjścia. Jego żołądek dał o sobie znać. No tak, śniadanie- najważniejszy posiłek dnia, a on nie ma czasu go przygotować i zjeść.
Wyciągnął chleb, położył na nim ser żółty i włożył to do mikrofali. Może mało wykwintne, ale przynajmniej coś zje.
Po  minucie, ser był już roztopiony. Parząc sobie palce zabrał kanapkę z talerza. Idąc do samochodu jadł ją.
W samochodzie nie mógł liczyć na żadną wymianę zdań, więc oparł głowę o szybę i gapił się na ludzi na ulicy.
Nieraz myślał, by kupić sobie psa, który wyrwałby go z monotonii i zapełnił by jakoś czas, ale właśnie- czasu- nigdy nie miał.
Widząc podobną dziewczynę do Any wrócił myślami do ich związku. Dalej nie rozumiał jak można jednego dnia zapewniać o miłości, a następnego bezczelnie odejść.
Wibrujący telefon wyrwał go z krainy smutnych myśli. Spojrzał na wyświetlacz. To była Kate.
- Tak?
- Cześć. Nie przeszkadzam ci?
- Nie. Właśnie jadę do pracy. Stało się coś?
- A czy musi, się coś stać, żebym mogła zadzwonić do Ciebie?- zapytała z pretensjami w głosie.
- Nie. Po prostu się zdziwiłem, że dzwonisz.
- Dobra nie ważne. Myślałam całą noc nad Twoją propozycją. Mimo wielu wątpliwości, myślę, że mogłabym spróbować.
- Cieszy mnie Twoja decyzja. Myślę, że jutro możemy się spotkać i omówić szczegóły.
- Ale nasza, że tak powiem, intymna relacja zostaje pomiędzy nami?.- zabrzmiało to jak twierdzące pytanie.
- Oczywiście.
- To dobrze. To do jutra.
- Cześć.
Rozłączył się, a Paul podjechał już pod budynek firmy.
Wysiadł z samochodu i w asyście ochroniarzy udał się w głąb budynku.
W pracy jak w pracy, czasem czas leci bardzo szybko, a czasem dłuży się niemiłosiernie.
Dziś dominowała ta druga opcja. Poza stertą podpisywanych dokumentów i zatwierdzaniu kolejnych projektów nic szczególnego się nie działo. Najbardziej lubił w swojej pracy coś tworzyć nowego. Każdy początek był inny, ale to było zawsze najlepsze. Od wydawałoby się irracjonalnego pomysłu do dzieła, które podziwiają wszyscy. To właśnie początek decydował, o tym czy coś powstanie czy nie.
W końcu gdy przebił się przez stertę papierów, był wolny.
- Szefie!- zawołał go jeden z pracowników. Mimo, że był bardzo młody, bo miał zaledwie 22 lata, to był świetnym grafikiem. Potrafił każdy projekt oprawić w genialną komputerową wizualizację.
- Co jest?
- Bo w zasadzie, mam takie pytanie. Czy te domy szeregowe, które projektujemy, będzie budować firma pańskiego brata?
- Z tego co mi wiadomo, będą starać się wygrać przetarg. Natomiast to wszystko jest dopiero we wstępnej fazie.
- Bo zastanawiam się nad kupnem. Jednak własny dom, to jest to.
- Jak coś będę wiedział, to dam ci znać.
-Dziękuję bardzo.
- Nie ma za co.
-Do widzenia.
Wyszedł z firmy i udał się do samochodu.
- Jedziemy na jakieś jedzenie?- zapytał pracowników.
- Moja siostra nagotowała nam jedzenia na cały tydzień.- odparł Jack.- Ale jak chcesz, to zawsze możemy gdzieś iść.
- Jezu… Dobra, Paul jedź do domu.
-Tak, Sir.
Czuł jak jego żołądek po raz kolejny tego dnia ulega samo strawieniu. To zawsze przypominało mu o tym, że trzeba jeść.
Może i wylewał hektolitry potu na siłowni, ale z dietą u niego krucho. Jakoś odkąd mieszka sam, nie potrafił myśleć o jedzeniu.
A może to była zwyczajnie reakcja na ból psychiczny?  A może jedzenie mu zbrzydło?
Doskonale przecież pamiętał jak Ana oddawała się gotowaniu. Nigdy nie pozwalała mu wyjść do pracy bez śniadania, później przyjeżdżała do firmy z obiadem. A jak wracał to zawsze było coś ekstra na kolacje.
I znowu myślał o niej. A ileż to już razy obiecywał sobie, że to się więcej nie powtórzy.
Z rosnącym bólem w brzuchu dotarł do mieszkania. Niemalże biegiem popędził do lodówki.
Niezastąpiona Mija zostawiła mu gotowy obiad. Wrzucił go do mikrofali i odgrzał. Czekając na posiłek napisał do niej: 
- Dziękuję za obiad. :* 
Po chwili dostał zwrotną wiadomość. 
- Ktoś mus dbać o mojego ulubionego szwagra :D
- W końcu masz go tylko jednego :D 
- I co ja biedna pocznę jak z głodu padnie?
- Zapewne wcześniej nakarmisz xD
Pikanie mikrofali dało znać, że posiłek jest gotowy.
Wyciągnął gorący talerz i zabrał się za jedzenie. Makaron z sosem grzybowym, to zdecydowanie popisowe danie Miji.
- A na śniadania do pracy mogę liczyć?
 - Jakbyś był moim mężem to owszem.
- ;( to się nie uda… Wybacz :D
Brudny talerz odłożył do zmywarki. I z nudów zasiadł przed telewizorem.
Leciał jakiś durny serial, na który w ogóle nie zwracał uwagi. Jego myśli były zupełnie gdzie indziej.
Nie chciał poddać się prawie że samobójczym myślą. Ale to zawsze było silniejsze od niego. Przecież tyle razy udaje w ciągu dnia, że wszystko jest w porządku, a wieczorem coś od środka go roznosi.
Wyrzucił wszystkie rzeczy z nią związane, lecz wspomnień nie da się tak łatwo wymazać.
Jakaś scena, gdzie bohaterowie wyznają sobie miłość go dobiła. Wyłączył naprędce telewizor i z bezsilności rzucił pilotem.
Spojrzał na zegarek- 20:34- to za wczas by iść spać i za późno, by gdzieś iść. Wyrwać się do ludzi.
Mówią, że Nowy York nigdy nie śpi, to kolejna bzdura. Przecież, wszystko kiedyś musi się skończyć.
Wziął laptop ze stolika na kolana. Szukał czegoś, co odciągnie jego myśli.  
W wyszukiwarce wyskoczyła mu reklama jednego z klubów tenisa.
Gdy był dzieckiem grywał, lecz z czasem sport poszedł w jego życiu w innym kierunku. Może to właśnie ten czas, by powrócić do tego sportu?
Zapisał dane kontaktowe w telefonie.
Powrócił do przeglądania stron z sportowymi samochodami. Znalazł kilka interesujących ofert. Szybko kalkulując w głowie doszedł do wniosku, że na razie nic mu nie potrzeba i zakup kolejnego odpuści sobie. Przynajmniej na ten miesiąc.
Wieczorna rutyna. Prysznic i do spania. I jak nie przed snem myśli o niej, to w nocy sny z jej udziałem w roli głównej. Czy to kiedyś się skończy?
----------------------------------------------------
Dotrwałeś do końca? Gratuluje! ten rozdział jest mega nudny... :( 
Komentujcie! 
Najprawdopodobniej w sobotę powinien pojawić się prolog do nowego opowiadania :)
zapraszam na: you-in-my-heart.blogspot.com 
to chyba tyle :)
Widzimy się z kolejnym w poniedziałek :)
Do następnego!
Marcyśka 

                 

poniedziałek, 27 lipca 2015

4 Błogosław nam Panie!

„Tylko jedno życzenie, by w końcu się uwolnić”
Chwycił jej drobne ciało na swoje ręce i zaniósł do łóżka. Położył ją na środku i jeszcze raz zaczęli się całować, tym razem bardzo delikatnie, delektując się sobą. 
- Matt proszę…- wyszeptała dziewczyna, gdy ten całował ją w jej czuły punkt na szyi.
- O co?- zamruczał, i szedł dalej drogą pocałunków ku jej ramieniu.
- Przestań! Clayton tu może w każdej chwili wejść. 
-Jeju!- zaczął marudzić, i odepchnięty małymi dłońmi dziewczyny położył się obok niej na łóżku.
Jak na zawołanie do pokoju wszedł Clayton.  
- Przepraszam,  że przeszkadzam, ale mam pytanie. Matt zostajesz na kolację?- zapytał, spoglądając na Kate i Matta. Jego mina nie wyrażała w zasadzie nic. Żadnej, nawet najmniejszej zmiany.
- Taak. Zamów pizzę, ja płacę.- powiedział Matt, podnosząc się do pozycji siedzącej, i poprawiając koszulę. 
- Tą co zawsze?- upewnił się, choć doskonale znał zdanie Matta na temat pizzy; z szynką i pieczarkami najlepsza. 
- No pewnie! Innej nie jadam. 
- Rozpieszczony typ.- zażartował i pokręcił roześmiany głową.
- Chyba ty!- chwycił leżącą obok poduszkę i rzucił nią w kierunku Claytona, ten zdążył schować się za drzwiami, tym samym wychodząc z pokoju. 
- Żadnej awantury, żadnej reakcji na nas…- popatrzył z niedowierzaniem na drzwi.
- Może Ciebie akurat toleruje i wie, że mi nic złego nie zrobisz.- powiedziała Kate uśmiechając się delikatnie do Matta, i głaszcząc go po plecach.
- Przecież ja same dobre rzeczy robię.- obrócił się do dziewczyny i niespodziewanie pocałował ją w usta.
- Bo popadniesz w samouwielbienie.
- Ja?! Nigdy! Ktoś tak cudowny jak ja jest tylko do kochania.- i wystawił dziewczynie język.
- Oj Matt, Matt.- pokręciła głową.
- Kochanie, ja zawsze Ci mogę pokazać, że dobre rzeczy zawsze robię co najmniej dobrze. 
- Skończ z tymi przechwałkami, bo się w drzwiach nie zmieścisz.
- Kiedy ja dopiero zaczynam. A tak całkiem serio, to pomyśl nad moją propozycją pracy. Pieniądze się Wam przydadzą. 
- Wiem Matt, ale to nie takie proste. 
- Przecież nikt w biurze nie wie o tym co nas łączy, jeśli coś w ogóle nas łączy.
- Proszę, daj mi czas do zastanowienia się. 
- Jasne. 
Wstał z łóżka, zabrał swoje rzeczy. 
- Idziesz do tego imbecyla?
- Tak. 
Dziewczyna wstała z swojego miejsca, poprawiła swój ubiór, tak by nie wzbudzał podejrzeń Claytona. 
Ramię w ramię zeszli po schodach na dół. 
Zastali Claytona pochylonego nad maską samochodu. 
- Cholerstwo nie chce się odkręcić.- jęczał ni to do części ni to do przybyłych.
- Pokaż to.- rozkazał Matt kumplowi.
Zabrał od niego narzędzia i napinając mięśnie próbował odkręcić śrubę. Po kilkunastu próbach i kilku kombinacjach udało mu się.
- Upieprzyłeś sobie koszulę smarem. To się nie wypierze.- troszczyła się o niego Kate.
- To się wyrzuci i kupi nową. Stać mnie. – rzucił, jakby nie przywiązywał wagi do pieniędzy.
- I właśnie dla tego ludzie nie lubią bogatych.- skrytykowała go dziewczyna.
- Jakbym nie miał, to bym uważał, a że mam, to mam to w nosie. 
- Ehh.- machnęła na to Kate.
Matt wyciągnął telefon z kieszeni i zadzwonił do Paula.
- Tak Sir?
- Przyjdź po moje ubrania i jedzenie dla Was, jak dostawca przyjedzie.
- Dobrze Sir. 
Rozłączył się i wrzucił telefon z powrotem do kieszeni spodni.
- Mówiłem, Wam już, że nic mnie tak nie wkurza jak moja ochrona i kierowca? Nie, to wam mówię. Tylko jebane ”tak Sir”… 
- Pierwszy raz narzekasz na ochronę. Brawo! Mówiłem Ci, że to durny pomysł.- skrytykował go Clayton.
- Stary, przecież wiesz dlaczego ją mam. Gdyby nie tamta sytuacja w życiu bym się nie bawił w takie coś. 
- Oni po prostu wykonują swoje obowiązki profesjonalnie. Czego ty się spodziewałeś, rozmów  przy kawce i ciasteczku? – dorzuciła swoje pięć groszy Kate.
- No nie, ale jakiś ludzkich reakcji. Najwięcej się o nich dowiem w windzie rano, jak idziemy na siłownię. 
- Bo w tedy nie są w pracy. Nie marudź, tylko się ciesz, że ma Ci kto dupę wozić i ją pilnować.- odparł Clayton.
- Dobra, dobra. 
Kilkanaście minut oczekiwania na dostawcę pizzy spędzili na wzajemnym dogryzaniu sobie i luźnych rozmowach.
Matt odebrał od dostawcy 3 duże kartony, zapłacił rachunek i podziękował. W tym samym czasie w drzwiach garażu stanął Paul. 
- Macie i jedzcie, żebyście mi z głodu nie pomarli.- podał swojemu szoferowi ogromne pudełko. 
- Dziękujemy, Sir.- odebrał, i już go nie było.
Z pozostałymi dwiema udał się do kuchni. 
Kate rozkładała talerze, a Clayton nalewał każdemu do szklanki piwa. 
Matt położył pizzę na środek stołu. 
Wszyscy zasiedli do wspólnej, przyjacielskiej kolacji. 
Matt jako pierwszy wyciągnął rękę po kawałek.
- Zmów najpierw modlitwę.- upomniał go Clayton.
Podali sobie dłonie; Matt Kate i Claytonowi, a rodzeństwo chwyciło swoje.
- Dziękujemy ci Panie, za to, że możemy tu być i jeść ten posiłek. Błogosław wszystkim tym, którzy go przygotowali. A także nas prowadź swoimi ścieżkami. Amen.- wypowiadał słowa w pełnym skupieniu. Nie była to wcześniej przygotowana regułka, lecz słowa płynące prosto z jego serca.- Smacznego.
Puścili dłonie i zaczęli wspólny posiłek. 
Po nim Matt pozbierał brudne naczynia i włożył je do zlewu. Miał zamiar umyć je z pomocą Kate. Clayton w poszedł do salonu oglądać mecz koszykówki.
- Matt, choć tu! Sama sobie poradzi!- usłyszeli rozkaz Claytona.
- Idź, poradzę sobie.- próbowała wygonić go do brata.
- Pomogę Ci, kosz to nie moja bajka. 
- Matt, naprawdę idź do niego.
- Anderson rusz dupsko! 
Matt odłożył wycierany przez siebie talerz i z butelką piwa ruszył do Claytona.
Rozłożył się wygodnie na kanapie. 
Wraz z kumplem obserwował poruszających się zawodników po boisku. Gry zespołowe to nie jego bajka. To mniej więcej działa tak w jego odczuciu, że jeden wykonuje całą pracę, bo mu zależy, a reszta ma to w nosie. Dlatego zdecydowanie bardziej woli sporty indywidualne. Bo tam, od Ciebie zależy twój wynik.  
Pod koniec pierwszej kwarty dołączyła do nich Kate. Bardzo żywo reagowała na poczynania zawodników. Wzbudziło to pewne zainteresowanie u Matta. Myślał, że Kate wyrosła już z bycia kibicem, i przestała ją interesować koszykówka. Przecież w liceum doznała kontuzji kolana i nie była w stanie grać zawodowo, a to spowodowało u niej depresję. Nie rozumiał jak można oglądać coś, co miało wielkie znaczenie w przeszłości.   
Po meczu został odprowadzony przez dziewczynę do samochodu. Pożegnała się z nim buziakiem w policzek. 
Matt wsiadł do auta i wrócił do swojego mieszkania.  
Wszedł do swoich czterech ścian. Rzucił niedbale na kanapę w salonie ubrania, które wcześniej zabrał od ochroniarzy. 
Idąc w kierunku prysznicu rozpinał guziki koszuli, by zrzucić ją z ramion w łazience. Rozebrał się i wszedł pod prysznic. Ciepła woda spływała po jego ramionach, masując obolały kark. Zabrał żel pod prysznic i się umył. 
Wyszedl spod prysznicu, wytarł swoje umięśnione ciało. Włosy przetarł ręcznikiem i zostawił mokre. 
Owinął biordra ręcznikiem, umył zeby i wyszedł z łazienki, udając się do garderoby po czystą bieliznę. 
Zmęczony całym dniem rzucił się na łóżko. Przymknął powieki, i po kilku chwilach zamiast błogiego snu, pojawiły się bolesne wspomnienia. 
Słyszał jej śmiech, gdy przed oczami widział jak tańczy cała mokra w deszczu. Było to, gdy wracali do domu po romantycznej kolacji. Ana uparła się, żeby iść pieszo. I jak na złość zamiast cieplej letniej nocy, dopadł ich desz. On stał schowany przed deszczem pod sklepową markizą, a ona wybiegła na środek ulicy i po prostu tańczyła w rytm muzyki, która dobiegała z jednego okna mieszkania. Krople wody spływały po jej twarzy, a uśmiech nie schodził z ust. Wyciągnęła w jego kierunku dłoń, on chwycił ją i tańcząc wrócili do domu. 
Pózniej wzięli wspólny ciepły prysznic i kochali się całą noc...
Próbował walczyć z łzami, ale poległ w tej bitwie. Jak zawsze z resztą wspomina to co było. Nie umie wytłumaczyć, dlaczego tamtego dnia pozwolił jej tak po prostu odejść. Przecież obiecała, że zawsze będzie kochać! Chciał wierzyć w cokolwiek innego, niż to, że tak bez powodu można zostawić miłość swojego życia. 
W końcu sen utnął świadomość... 
---------------------
Za to co czytaliście- nie odpowiadam! 
Tak jak pisałam na fb, planuję nowe opowiadanie. Szczegóły podam wam wkrotce :) 
Czytasz=komentujesz=Motywujesz !!
Zapraszam na fb: https://www.facebook.com/marcyska02 i do obserwacji bloga :D 
A i jak możecie zauważyć, z boku bloga jest wypisane, gdzie mnie możecie znaleść :) 
Widzimy się we czwartek ! 30.07
Do następnego ! 

Marcyśka 

czwartek, 23 lipca 2015

3 Wystarczy piwo!

Żyjesz wspomnieniami, żyjesz tym co było,
Żyjesz tym, co niestety już się zakończyło… 

Podpisywanie sterty papierów, spotkania biznesowe-  życie w pracy. Hektolitry kawy, najczęściej fast foody- dieta. Mama  Matta i tak mówi, że dobrze się trzyma.  Ponoć ojciec w tym wieku już miał lekki mięsień piwny i coraz większe zakola. 
Wreszcie wybiła 19, kiedy to mógł ze spokojem opuścić firmę. Obecnie jego architekci pracują nad projektem nowego centrum handlowego. Jak się uda zrealizować ten projekt do końca , to na pewno pojedzie na wakacje. 
Kiedy wychodził z biura sięgnął po telefon do kieszeni spodni. Wybrał numer do Claytona.
- Czego?- usłyszał po kilku sygnałach.
- Miło Cię słyszeć bracie. Co robisz?- od razu przeszedł do konkretów.
- W przeciwieństwie do Ciebie pracuje, a czego sobie dusza życzy?
- Zimnego browara. 
- To zmień adres. U mnie nie dostaniesz.
- A co jeśli przyjadę z?
- To w tedy możemy jakoś rozmawiać.
- Oj Clayton, Clayton. Jak dojadę to będę.
- Nara!
Paul podjechał Mercedesem na parking przy wejściu do biurowca. Matta do samochodu prowadzili ochroniarze, którzy bacznie obserwowali ludzi znajdujących się na tej samej ulicy, oraz wszystkie te miejsca, które mogły stwarzać potencjalne niebezpieczeństwo. 
Matt rozsiadł się wygodnie na tylnym siedzeniu, obok niego siedział Jack. 
- Jedź do najbliższego monopolowego, a później do warsztatu Stanleya. 
- Tak, Sir.
Kolejny rozmowny się znalazł…Pomyślał Matt i oddał się lekturze gazety na swoim smartfonie.
Po 15 minutach znaleźli się obok sklepu. Matt wysiadł z samochodu a za nim jak cień udał się Jack. 
Kupił 6 butelek piwa i wrócił do samochodu. Paul zawiózł ich wszystkich do warsztatu mechanicznego Claytona.
Przywitał ich ogromny  betonowy plac z halą przerobioną na garaż. 
Matt wysiadł z samochodu i zabrał ze sobą swoje zakupy. James wysiadł z samochodu, rozglądnął się po okolicy. Uznając ją za bezpieczną wsiadł z powrotem do mercedesa.  Paul wraz z ochroniarzami znikł z pola widzenia parkując w odległej uliczce, zapewniając prywatność szefowi.   
Drzwi do garażu stały otworem. Jak to w garażu, każda rzecz miała swoje miejsce, często zawdzięczając je przypadkowi. 
Pewnym krokiem chłopak wszedł do pomieszczenia, szukając wzrokiem któregoś z Stanleyów. 
Za podniesionej do góry klapy maski samochodu wyłoniła się głowa Claytona. 
- Siema.- przywitał się Matt z kumplem.
- Cześć.- uścisnął dłoń Matta Clayton.- Przepraszam, za to co było rano. Trochę mnie poniosło. Wiesz jak to jest, gdy trzeba się opiekować siostrą.
- Nie uważasz, że trochę przesadzasz? Ona jest dorosła i ma prawo decydować co robi. 
- Wiem, ale bierze mnie coś, jak pomyśle sobie, co ona może robić z jakimś frajerem.
- Na pewno nie robi nic, co może się źle skończyć.
- Właśnie jak się skończy, tego nie wie nikt.
- Ale daj jej luz.
- Dobra, dobra. A co z pracą dla niej?
- Ja właśnie w tej sprawie musze z nią porozmawiać. Jest u siebie? 
- Tak. Ściągnij ten fraczek i chodź mi pomóż. 
Matt wykonał prośbę kumpla- ściągnął marynarkę i powiesił na gwoździu przybitym specjalnie dla niego. Odpiął spinki od koszuli, i włożył je do kieszeni marynarki, podwinął rękawy,  krawat powiesił obok marynarki. Odruchowo odpiął 3 guziki koszuli. Wyciągnął po piwie dla każdego, otworzył je.
- Zdrowie!- powiedzieli i stuknęli się butelkami. Każdy z nich wypił kilka łyków trunku. Odłożyli butelki na bok i zaczęli majsterkować przy samochodzie.  
Po pewnym czasie do chłopaków przyszła Kate ubrana w jeansowe szorty ogrodniczki zapięte na jednym ramieniu, a drugi pasek był niedbale opuszczony z boku. Biała bokserka odkrywała jej kształtny biust. Włosy związała w luźnego kucyka.
Matt poczuł na sobie spojrzenie dziewczyny i obrócił się w jej kierunku. Ona odruchowo przygryzła dolną wargę. 
- Cześć- przywitała się lekko zachrypniętym głosem.
- Cześć.- odparł Matt.- Poradzisz już sobie sam? 
- Ta, idźcie pogadać.
Matt chwycił butelkę piwa i opróżnił ją do końca. Pustą butelkę odłożył obok kosza.
- Tam masz jeszcze browary jak byś chciał.- wskazał kumplowi Matt. Ten tylko pokiwał głową i oddał się swojej pracy. 
Chłopak wytarł brudne dłonie od smaru w papier i zabrał swoje ubranie.
Kiedy wspinali się po schodach do mieszkania Stanleyów Kate zaczęła rozmowę.
- O czym mamy rozmawiać? 
- O Twojej pracy w mojej firmie. Oferta aktualna.
- Muszę to przemyśleć.
Weszli do dwupokojowego mieszkania mieszczącego się nad warsztatem. Matt poruszał się po nim jak po własnym. 
Kiedy był w młodszy i zdarzały mu się kłótnie z rodzicami na temat jego przyszłości uciekał do Stanleyów. Tam zawsze znajdywał pocieszenie, może przez to, że oni mieli podobną pasję i mimo, że to namiastka szczęścia, to była wystarczająco duża, aby żyć tak jak tego od niego oczekiwano.  
- Nad czym ty chcesz się zastanawiać? Proponuję Ci pracę z dobrym wynagrodzeniem, w Twoim zawodzie, a ty musisz pomyśleć…- stwierdził  z dezaprobatą.
- A wziąłeś pod uwagę fakt, że ostatnie 2 noce spędziliśmy razem?! Pomyśl jak się będziemy czuć w takiej sytuacji? 
- Normalnie. Mi to w niczym nie przeszkadza.
- Czasem jesteś tak samo ciężki jak mój brat…-pokręciła głową. 
- Nie porównuj mnie do niego!
- Bo co, Twoje ego na tym ucierpi?! Nie wszyscy mają całe życie podane na tacy! 
- O czym ty mówisz do mnie, dziewczyno! Proponuję Ci pracę jako moja sekretarka, bronię Cię przed bratem, a ty co!
- Ty mnie bronisz przed Claytonem?! Nie ośmieszaj się do reszty. Proszę Cię, wyjdź stąd!  
- Jak chcesz… 
Wykonał kilka kroków w kierunku drzwi wyjściowych, po czym obrócił się i pobiegł do Kate, następnie wpił się łapczywie w jej usta.
Dziewczyna przez chwilę stała zdezorientowana, po czym reagując na bodźce oddała pocałunek. Włożyła ręce w jego włosy, przyciągając jego głowę jeszcze bliżej swojej. 
Chłopak oderwał się od jej ust i popatrzył jej głęboko w oczy. Brązowe tęczówki kryły w sobie pożądanie i coś jeszcze. Ale to coś już nigdy nie miało się pojawić w jego życiu- tak sobie obiecał. 
Chwycił jej drobne ciało na swoje ręce i zaniósł do łóżka. Położył ją na środku i jeszcze raz zaczęli się całować, tym razem bardzo delikatnie, delektując się sobą. 
- Matt proszę…- wyszeptała dziewczyna, gdy ten całował ją w jej czuły punkt na szyi.
- O co?- zamruczał, i szedł dalej drogą pocałunków ku jej ramieniu.
- Przestań! Clayton tu może w każdej chwili wejść. 
-Jeju!- zaczął marudzić, i odepchnięty małymi dłońmi dziewczyny położył się obok niej na łóżku.
Jak na zawołanie do pokoju wszedł Clayton.  
-----------------
Tej nieromantycznej historii ciąg dalszy :)
Komentujcie! Tak, wiem, że dużo gorszy od poprzednich, ale tak jakoś wyszło... :( 
Widzimy się w poniedziałek! 
Zapraszam na fb https://www.facebook.com/marcyska02 i do obserwacji bloga, by być na bierząco :D 
Do następnego! 

Marcyśka 

niedziela, 19 lipca 2015

2 Poznaj moją codzienność

Kilka słów wyczytanych z zamkniętych ust… 

Matt zaparkował motocykl w garażu. Dziewczyna w tym czasie udała się w kierunku wind. Cierpliwie czekała na chłopaka. Ten po kilku minutach zjawił się. Położył swą dłoń na jej biodrze i wprowadził do pomieszczenia. Wcisnął kod w windzie, która sunęła prosto do jego domu. Drzwi jak zawsze za wolno się zasuwały. 
Dziewczyna stała oparta o ścianę windy, a Matt tuż obok niej. Niemalże dało się wyczuć w powietrzu jakieś napięcie. Popatrzyli sobie w oczy. Kate przegryzła dolną wargę, wpatrując się w błękit oczu chłopaka. On spojrzeniem błądził po jej twarzy. Niespodziewanie obrócił się i przygniótł swym ciężarem dziewczynę do ściany. Łapczywie wpił się w jej usta nadając swym językiem tempo pocałunków. Jego ręce krążyły pomiędzy jej tyłkiem a plecami. Ona nie była mu dłużna, jedną rękę włożyła w jego czarne włosy masując skórę jego głowy, a drugą przyciągnęła jeszcze bliżej chwytając go za plecy. 
Matt delikatnie przygryzł jej wargę, na co w reakcji na to doznanie wydała pomruk przyjemności. Próbowała z nim walczyć o dominację w ustach- bezskutecznie. To on dowodził, a ona miała mu się podporządkować. 
Kiedy dotarli do mieszkania Matta, on chwycił ją za pośladki i uniósł ku górze, ona owinęła jego biodra swoimi nogami. Idąc do sypialni zrzucali kolejne części garderoby nieprzerwalnie całując się. 
Gdy dotarli na miejsce Matt położył dziewczynę na łóżku i jeszcze raz zaczynając od ust torował sobie drogę w dół jej ciała. Ona pod wpływem przyjemności wyginała plecy w luk prosząc o więcej, a to był dopiero początek ich wspólnej nocy. 

*
Nazajutrz obudzili się przytuleni do siebie. Żadne z nich nie miało ochoty podnieś się z łóżka. Matt przysunął się bliżej Kate i zaczął składać na jej ramieniu mokre pocałunki. Dziewczyna obróciła się w stronę Matta. 
- Matt przestań! Do pracy masz dziś iść. 
- Kochanie, wolę Ciebie od pracy. - i dalej całował jej szyję. 
- Cieszy mnie to, ale to Twój obowiązek.- dziewczyna dalej protestowała. 
- Ty teraz jesteś moim obowiązkiem. - przygryzł jej płatek ucha.- szybki numerek na dobry początek dnia. 
- Chyba nie ze mną.- dziewczyna bez skrępowania wstała naga z łóżka i sięgnęła po ubrania, które leżały obok. Zabrała je i udała się do łazienki. 
- A na wspólny prysznic mogę liczyć?- krzyknął z nadzieją w głosie.
- Z kaczuszką zawsze!- odpowiedziała za drzwi dziewczyna. 
- Ehh.- jęknął zrezygnowany chłopak. 
Podniósł swoją szanowną i udał się do garderoby po krótkie spodenki i zwykły 

t-shirt. Ubrał się tam i napisał SMS do swoich ochroniarzy. Za 10 minut siłka. 
Ubrany poszedł do kuchni napić się wody. Na raz wypił połowę butelki. Pozbierał swoje ubrania z parkietu, i zaniósł je do brudnych rzeczy. 
Bez pukania wszedł do łazienki. Kate brała prysznic. Stał przez chwilę w miejscu i podziwiał jej zgrabne ruchy, żałując, że nie może robić tego za nią. 
Walnął w kąt ubrania, umył szybko zęby. 
- Izdę na siłownię.- powiedział na odchodne do dziewczyny. 
Z szafki nocnej zadbał swojego iPoda i ruszył do wyjścia. 
Zastanawiacie się pewnie, po co mu ochrona skoro i tak ryzykuje życie w nielegalnych wyścigach, jeżdżąc z zabójczą prędkością na motorze. Otóż, już wam wyjaśniam. 
Gdy miał 16 lat, miał jeszcze wtedy siostrę. Była piękna, zjawiskowa, rok młodsza od niego. Pewnego dnia, po powrocie ze szkoły zastał dom, który wyglądał jakby po nim przeszło tornado. Zadzwonił do ojca, i mu powiedział  co zastał. Esme i Justin szybko zjawili się w domu. Tego dnia Lilla została w domu, ponieważ zachorowała. Jeśli przez dom przeszło tornado, to jej pokój był w jeszcze gorszym stanie. Na jej łóżku leżała kartka z groźbą, że ją zabiją jeśli policja się dowie, a także, że porywacze żądają 4 milionów okupu. Justin przeszedł do natychmiastowego działania- zadzwonił po policję- jakby słowa porywaczy kompletnie na nim nie zrobiły żadnego wrażenia. Wraz z matką siedział w salonie i czekał na powrót brata. Paul jak zwykle wrócił zadowolony i wyluzowany do domu. Szybko jego nastrój się zmienił, gdy zauważył to pobojowisko. Wraz z ojcem i policją działali. 
Okup został przekazany, wszystko pod kontrolą i tak jak tego oczekiwali porywacze. Jednak najgorsze było to, że to wcale nie uratowało Lilly. Znaleźli ją nieprzytomną w starej fabryce na obrzeżach miasta. W szpitalu spędziła ponad miesiąc. Była tak skatowana i wykończona tym wszystkim, że zmarła. Porywaczem okazał się Arthur przyrodni brat matki. Skoro nie da się zaufać własnej rodzinie to jak ufać innym?  Od tego momentu ma hopla na punkcie bezpieczeństwa. A kiedy jest na motorze ma wrażenie, że go nikt nie dogoni i nic  nie jest wstanie zatrzymać. To Matta uspokaja. 
Winda zatrzymała się na 9 piętrze, aby ochroniarze mogli wejść i razem z Mattem udać się na siłownie. Jack, James i Paul mieszkali razem.
Paul to były zawodowy kierowca rajdowy. Jako jedyny ma pozwolenie na jazdę samochodem za kierownicą pełniąc obowiązki prywatnego szofera. I do jego, jako jedynego, stylu jazdy Matt nie ma nigdy zastrzeżeń. 
Jack wszedł jako pierwszy do pomieszczenia. Niewysoki, krótko obcięty brunet, który swoim spojrzeniem zabija wszystko co się rusza. Zawsze nosi ze sobą broń. Nawet teraz, luźna koszulka nie jest w stanie zakryć glocka.  
James zwykle milczący bacznie obserwuje otoczenie. Już kilkakrotnie pokazał, że zna się na swojej robocie reagując z prędkością światła. Czasem było to zupełnie niekonieczne, ale to dobrze, ponieważ jest pewność, że zawsze zareaguje. Wyglądem przypomina niedźwiedzia, i sam Matt czasem się go boi. 
- A łysy kiedyś ruszy swoją szanowną?- zapytał Matt swoich ochroniarzy.
- A w cuda wierzysz?- odpowiedział pytaniem na pytanie Jack.
- Raczej nie. Powiedzcie mu, że mu dupa kiedyś urośnie i się w drzwiach od stodoły nie zmieści. – chłopaki pokiwali głową i pod nosem się uśmiechnęli z żartu szefa.- a swoją drogą jak tam jego romanse?
- Teraz cały czas gada z jakąś modelką i próbuje ją zbajerować.- odparł James. 
- Zapewne znów zechce od ciebie pożyczyć jakiś samochód, żeby na niej zrobić dobre wrażenie.- dodał Jack.
- Dostanie to on co najwyżej kopa w dupę. Chyba, że ta laska będzie tego warta. 
- Ta może i być, chociaż znów po miesiącu się skończy romans stulecia.- powiedział Jack.  
Zjechali do poziomu 0. Wąski korytarz, z jednej strony oszklony prowadził na zewnątrz budynku, lub na siłownię dostępną tylko dla mieszkańców bloku.  Była ona bardzo dobrze wyposażona w sprzęt sportowy i czynna całą dobę. Zawsze były zostawione czyste ręczniki i butelki wody mineralnej. 
Jako pierwszy pomieszczenie opuścił James lustrując wzrokiem każdy nawet najjaśniejszy kąt. Następnie wyszedł Matt a za nim Jack. Na siłownie szli w milczeniu. 
Gdy tam dotarli, każdy udał się w swoją stronę. Po 1,5 godziny i katorżniczych ćwiczeniach wrócili do swoich mieszkań. 
Wszedł do domu i zastał kłócących się ze sobą Stanleyów. 
- Do kurwy ile razy mam mówić do Ciebie, żebyś w końcu mnie posłuchała?- trzymał Clayton za nadgarstek i krzyczał prosto w twarz dziewczyny, a po niej płynęły łzy.
- Stary puść ją. To moja wina. Zagadaliśmy się i została na noc.- próbował odciągnąć kumpla od siostry.
- A zadzwonić nie potraficie?!- tym razem swoją złość skierował na Matt.
- Zapomnieliśmy. Ale przecież wiesz, że jej się tu nic nie stanie. Strasznie przesadzasz.
- Ja przesadzam?! A mam Ci przypomnieć jak ty trząsłeś gacie o swoją siostrę!
- Przesadziłeś w tym momencie! Ona w tedy była niepełnoletnia! A poza tym, co ty kurwa możesz o tym wiedzieć! Najlepiej zrobisz jak mi zejdziesz z oczu!- podszedł do kumpla i groźnie wbił mu palec w żebra. 
- Co kurwa?! Zabieram ją!- krzyknął i pociągnął za rękę swoja siostrę.
- Clayton puść mnie! Nie jestem Twoją własnością!- dziewczyna próbowała się przeciwstawić bratu, ale nie miała tyle siły co on. Obróciła się i błagalnie spojrzała na Matta. Ten tylko zruszył ramionami. 
Kiedy mieli już wejść do widny Matt odezwał się:
- Clayton ogarnij się człowieku! 
Został sam zdenerwowany. Musiał się wyżyć. Uderzył w pierwszą napotkaną rzecz- talerze z kanapkami, które przygotowała Kate. Z hukiem wylądowały na podłodze rozbijając się w drobny mak. 
- Kurwa!- krzyknął, gdy znów pomimo upływu czasu do jego głowy napłynęły bolesne wspomnienia. Jej drobne ciało podpięte do kroplówki, i gdyby nie aparatura można by uznać że Lilla nie żyje. Pikanie, jedyny sygnał  nadziei. 
Potrząsnął głową i udał się do łazienki wziąć chłodny prysznic. Zrzucił ubrania i wszedł pod lodowatą wodę. Jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Oparł ręce na kafelkach, a na nich swoją głowę. Zimna woda spadała na jego kark. 
Po kilku minutach zebrał się w sobie i szybko umył swoje ciało i włosy. Wyszedł z kabiny i stanął przed lustrem. Chwilę przyglądnął się swojej twarzy. Widać na niej zmęczenie, a oczy proszą o sen. Na policzkach delikatny zarost, który postanowił dziś nie golić. Przetarł włosy ręcznikiem, następnie resztę ciała. Nagi udał się do garderoby, by założyć swoje ukochane garnitury. Tak, zdecydowanie to najbardziej lubił w swojej pracy- elegancję. 
Dziś postawił na czarny klasyczny garnitur  oraz białą koszulę i granatowy krawat. Na rękę założył swój Rolex wykonany z białego złota na czarnym pasku. Popsikał się swoimi ulubionymi perfumami i był gotowy do wyjścia. 
Zabrał iPhone z garderoby i był gotowy na kolejny nudny dzień w pracy.    
Wsiadł do windy i zjechał do mieszkania ochroniarzy i kierowcy.
- Panowie poniedziałek czas zacząć!- krzyknął do chłopaków, oni już po chwili byli gotowi do pracy. 
Spędzali ze sobą 5 dni w tygodniu, weekendy mieli wolne, chyba że Mattew gdzieś wyjeżdżał. 
Zjechali do garażu. Jack poszedł z Paulem po samochód. Ten został wprowadzony i James z Mattem wsiedli do niego. 
Jak co rano korki były ogromne i dojazd do pracy zajął im blisko 40 minut. Matt wysiadł przed samym wejściem do budynku, gdzie mieściła się jego firma. 
„JEA HOUSE” napis witał wszystkich na ulicy. Sam budynek liczył blisko 150 pięter. Nie wszystkie piętra należały do Andersonów. Zdecydowana większość była zwyczajnie wynajmowana,  gdzie siedzibę miało kilkadziesiąt różnych firm. 
Rozsuwane drzwi wprowadzały do labiryntu korytarzy, schodów i drzwi.  
Matt pewnym krokiem przechodził przez kolejne, docierając na sam szczyt do swojego królestwa. 
----------- 
Na otarcie łez Matt, chociaż nie po dziś to kopa w dupę mu za to, że tak dobrze grał... 
No nie ważne. Teraz przed nami kolejne imprezy i do nich trzeba się przygotować! Polska biało-czerwoni!!! 
Komentujcie! 
I do zobaczenia w czwartek :D 
Do następnego! 

Marcyśka 

Ps. Mam nadzieję, że teraz bedzie się Wam lepiej czytać ;) 

  

środa, 15 lipca 2015

1 Podziw to jest to co kocham!

„To był wyścig, chciał zarobić parę groszy…”

Założył skórzaną czarną kurtkę, zabrał ze szafki kluczyki do swojego motocykla. W drugiej ręce trzymał czarny kask. Wyszedł z mieszkania, zamknął drzwi na klucz. Zbiegł po ośmiu schodach i nacisnął guzik przywołujący windę. Przyjemny dreszcz rozchodził się po jego podbrzuszu. Niecierpliwie przeskakiwał z nogi na nogę. Tak bardzo nie mógł się doczekać, kiedy zasiądzie na swojej bestii. Winda jak na złość niemiłosiernie się wwlekła. Kilkakrotnie naciskał okrągły, metalowy przycisk, jakby to miało sprawić, że przyspieszy. Drzwi rozsunęły się z cichym piknięciem i chłopak wszedł do pomieszczenia. Wcisnął guzik "-1" i jechał do garażu. W lustrze windy przyjrzał się swojemu odbiciu. Włosy w nieładzie, może trochę za długie, jemu nie przeszkadzały. Oczy. Tak, to one podobno były w nim najładniejsze. Duże, niebieskie, kontrastujące z jego czarnymi włosami. Nos prosty, lekko wystające kości policzkowe z wolno kiełkujących zarostem. Zwyczajny chłopak. 20 kilku latek jakich dużo. A mimo to dziewczyny za nim szalały. Kompletnie tego nie rozumiał, ale tak po prostu było. On postanowił czekać na "tę jedyną". I już prawie się udało. I miał być ślub, ale wszystko szlak trafił. No nie ważne. Teraz o przeszłości nie chciał myśleć. Teraz ważne będą dla niego sekundy. 
Wyszedł z pomieszczenia i udał się do garażu. Otworzył bramę i wyprowadził motocykl na zewnątrz. Zamknął garaż. Ostatni raz spojrzał na wyświetlacz telefonu. Do wyścigu pozostało mu jeszcze dziesięć minut. Wystarczająco dużo czasu, by dojechać na drugi koniec miasta, gdzie miał się odbyć wyścig. Schował telefon i pozapinał wszystkie kieszenie. Na głowę założył kask. Zasiadł na bestii i odpalił silnik, a jego ryk rozniósł się echem po całym podziemiu. Ten słodki hałas pieścił jego uszy. Był idealny. 
Spokojnie wyjechał przed budynek, w którym mieszkał. Rozglądnął się na boki i ruszył. Całym sobą czuł lekkość, wolność i rosnącą prędkość. Wymijał samochody, które jak na jego gust poruszały się za wolno. Przejechał przez kilka ulic i wjechał na autostradę. Wrzucił wyższy bieg i już nic nie było go w stanie zatrzymać. Nawet dla śmierci wydawał się nieuchwytny. 
Droga była pusta i prosta. Może przejezdny zachwycał by się nad rozpościerającym się widokiem. Zachodzące słońce grało kolorami z błękitem nieba. Jeszcze kilka chwil i będzie zupełnie ciemno. 
On nie zwracał na to uwagi, było to mu zupełnie obojętne. Liczyła się prędkość. A ona dawała szczęście. 
Do jego uszu dochodził ryk silnika, który głuszył każdą myśl. Spojrzał na prędkościomierz- 150 km/h- to za wolno pomyślał i przyspieszył. 
Widział ludzkie twarze przyklejanie do szyb samochodów. Patrzyli nie wiadomo czy bardziej z podziwem czy ze strachem. Ale patrzyli i to się dla niego liczyło. Był w centrum uwagi. 
Dojechał do zjazdu z autostrady i powili zwalniając przejechał pochylony do drogi momentami ocierając kolanem o asfalt. Przed nim stało kilka aut cierpliwie czekających na wjazd na drogę. On nie był cierpliwy. Przejechał obok i przy pierwszej okazji ruszył. Dochodziły do niego głosy klaksonów, ale miał to w nosie. Miał ochotę się obrócić i pokazać środkowy palec, ale ostatecznie powstrzymał się. 
Jeszcze 2 kilometry i będzie u celu. 
Na dworze robiło się już ciemno. Zwyczajny obserwator dostrzegłby księżyc i pierwszą gwiazdę. Wrzucał po kolei wyższe biegi by po dwóch minutach być już na miejscu.
Powoli wjeżdżał na płac, gdzie miał się odbyć wyścig. 
Kiedyś było to lotnisko, a dziś idealne miejsce, by udowadniać sobie wyższość. Naokoło rósł las, który skutecznie tłumił ryki silników. 
Zatrzymał się niedaleko miejsca, z którego rozpocznie swój wyścig. 
Zgasił silnik i zsiadł z motoru. Ściągnął z rąk skórzane rękawiczki, rozpiął pasek od kasku pod brodą i go także zdjął. Położył na siedzeniu motocykla. 
Zobaczył go wysoki chłopak z wiecznie idealnie ułożoną grzywką. 
Podszedł do niego lekkim krokiem z uśmiechem na twarzy poprawiając prawą ręką włosy. 
- Siema Matt!- podali sobie prawe ręce i po przyjacielsku poklepali się po plecach.
- Siema Homles! Uważaj, bo wiatr ci włosy zepsuje!- zadrwił z kumpla.
- Spokojnie! Tyle ile ja używam lakieru, tyle żadna panna na włosach nie miała.
- W to nie wątpię!- zaczęli się śmiać. 
- Gotowy na mały wyścig? 
- Zawsze i wszędzie! 
- I tak ma być! Za chwilę Twoja kolej. 
- Dzięki. 
Russell odszedł lekkim krokiem.  Zaczepiał napotkanych ludzi namawiając ich na wyścig lub do obstawiania zwycięzców. 
Matt stał oparty o swój motocykl i rozglądał się dookoła w poszukiwaniu znajomych. Zauważył dziewczynę, która kłóciła się z napakowanym kolesiem. On zbyt mocno gestykulował dłońmi i w pewnym momencie uderzył ją w twarz. Silniki zamilkły i dał się słyszeć donośny krzyk chłopaka.
- Ty suko! 
Matt zerwał się z miejsca i szybkim krokiem ruszył w ich kierunku. Dziewczyna wpadła w jego ramiona. On mocno ją chwycił i przytulił. Spojrzał na jej twarz, po policzkach płynęły łzy, a po prawej stronie twarzy widniał czerwony odbity ślad dłoni. 
- Stary uspokój się! Znowu coś brałeś?! - Matt wkurzył się na kumpla. 
- Nie, nie brałem! Ta dziwka znowu się puszcza! Ledwo wróciła do domu a już się szlaja nie wiadomo gdzie!- spojrzał z odrazą na dziewczynę, jakby była czymś najbrzydszym na świecie. 
- Weź wyluzuj! Na pewno jest jakieś wyjaśnienie!
- A jedzie mi tu czołg?!- naciągnął policzek w dół ukazując czerwień pod okiem- nie! Więc mi tu nie pierdol głupot!
Uspokoisz się?! Clayton, histeryzujesz!- Matt próbował uspokoić przyjaciela. 
- Dobra, idź już. Za raz masz wyścig- powiedział trochę uspokojony Stanley. 
- Obiecaj mi, że się uspokoisz i przeprosisz siostrę.- poprosił Matt chłopaka. Doskonale wiedział, że awantury dla tej dwójki to codzienność. 
- Postaram się. Powodzenia.
-Dzięki. 
Matt wypuścił z swych objęć dziewczynę, która opanowała płacz. Popatrzyła na swojego wybawcę i w świetle zapalonych reflektorów samochodu, który zatrzymał się naprzeciw nich rozpoznała  chłopaka. Bawiła się z nim na ostatniej imprezie. Anderson także rozpoznał dziewczynę i konspiracyjnie za plecami Stanleya pocił do niej oczko nie chcąc wydać jej bratu. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego nieśmiało.
- Powodzenia!- krzyknęła bardziej do pleców Matta, a niżeli do niego samego. 
Chłopak szedł z wysoko uniesioną głową. Według wszelkiej opinii był najlepszy w tym co robi. Czuł się pewny swoich umiejętności. 
Podszedł do motocyklu i założył kask i rękawiczki. Odpalił silnik i postawił bestię na linii startu. 
Obok niego stali już gotowi przeciwnicy.
Homles wyciągnął półnagą dziewczynę z widowni, aby rozpoczęła wyścig. 
Dziewczyna ruszając biodrami w rytm muzyki machnęła rękoma w dół, a zawodnicy ruszyli przed siebie. 
Matt bez nerwów przejechał cały wyznaczony odcinek. Dopiął swego i był pierwszy na mecie. Zatrzymał motocykl i ściągnął kask. 
- No stary, jesteś bezkonkurencyjny. Który to już raz w tym miesiącu wygrywasz?- pogratulował Russell wygranej kumplowi.
- Kolejny. – powiedział zadowolony Matt.
- To Twój hajs za wyścig.- wręczył w dłoń plik zielonych banknotów.
- A to Twój!- wyciągnął kilka i wręczył organizatorowi.
- Patrzcie ludzie i się uczcie jak docenia się człowieka!- krzyknął uradowany, na co publiczność zaśmiała się.
Do chłopaków podszedł Stanley wraz z siostrą Kate. 
- Grzeczny był?- zapytał Kate Matt, po tym jak chłopak pogratulował mu wygranej.
- Dało się go znieść. – powiedziała ze smutkiem namalowanym w oczach dziewczyna.
Stanley nie był złym człowiekiem, tylko trochę zagubionym i porywczym. Często robił i mówił coś zanim pomyślał. On i Matt to ludzie z dwóch innych światów. Matt to dzieciak z bogatej rodziny. Clayton to chłopak z biednej rodziny.  Po porodzie Kate matka zmarła. Ojciec ich samotnie wychowywał. Czasem sięgał po alkohol, ale starał się aby im nic nie brakowało. To on zaraził swoje dzieci miłością do samochodów. 
Ludzie powoli rozchodzili się w swoich kierunkach. 
- Popilnuj mojej siostry. Idę po samochód i wracamy do domu. Jutro twój ukochany poniedziałek.- stwierdził sarkastycznie Clayton, na co Matt uderzył do w głowę.
- Ślub z nim wezmę.- zażartował chłopak. A kiedy kumpel był wystarczająco daleko zagadał do Kate.- Robisz coś teraz?
- Wracam z braciszkiem do domu, bo mam szlaban od niego.- powiedziała obojętnie dziewczyna.
- Mogę Cię bratu porwać. 
- Nie wiem. Wczoraj było super, ale to co było wczoraj zostaje wczoraj.
- Ale zawsze możemy powtórzyć.
- Nie odpuścisz?
- Nie. 
- To jak tego imbecyla przekonasz, to tak.
- Super- i uśmiechnął się chłopak szeroko, dziewczyna odwzajemniła uśmiech.
Do nich podjechał samochodem Clayton, spuścił szybę i wychylił się w kierunku przyjaciół.
- Młoda do auta. A ty Anderson grzecznie spać.- rozkazał chłopak.
- Słuchaj, bo jest taka sprawa, że..- nachylił się nad drzwiami- że, muszę porozmawiać z Twoją siostrą. Skończyła studia i u mnie w firmie może dostać pracę.
- Jezus, serio w niedzielę musicie takie sprawy załatwiać? Nie możecie jutro?
- No nie bardzo. Bo do jutra jest rekrutacja. 
- No dobra, niech wam będzie. Podrzucę ją do Ciebie. 
- Kto ostatni pod moim blokiem, ten stawia dobre whisky!- krzyknął Matt, zarzucił na głowę kask, i niemalże w tym samym momencie ruszył z miejsca. 
Clayton przez to, że prowadził samochód był w tyle, a z każdym kolejnym metrem jego szansa na wygraną malała. 
Kiedy podjechali pod blok Matt stał oparty o motocykl i się szeroko uśmiechał.
- No to jesteś mi już winny 3 butelki.- oświadczył przyjacielowi.
- Na pewno! Ciekawe co powiesz cwaniaku, jak się będziemy samochodami ścigać.
- Nic nie powiem, tylko wygram!
- Nie w tym życiu. Dobra, macie 2 godziny. I ani minuty dużej. 
- Nara! – podniósł rękę ku górze i ruszył do garażu.
Dziewczyna wolnym krokiem zmierzała za swoim kochankiem.  
---------------------------
Oto moim zdaniem całkiem udana 1 :D 
Kto czyta ten komentuje!!!
Nie wiem, co mogę więcej napisać, dlatego zapraszam na nowy rozdział w poniedziałek :D 
Do następnego ! 

Marcyśka 

poniedziałek, 13 lipca 2015

Prolog - uciec śmierci

„Wilki muszą być wolne zwłaszcza, gdy są młode!”

Pasja, potrafi podnieść z największego życiowego dołka. Pasja, to znacznie więcej niż hobby. Pasja jest równa miłości i całkowitemu oddaniu się temu. Moja miłość, największa miłość to motocykle. Kocham prędkość, to uczucie, gdy adrenalina buzuje w żyłach. Ryk silnika to najwspanialsza melodia dla moich uszu. Pęd powietrza tak na prawdę niesie, a nie zatrzymuje. Ludzie na takich jak ja mówią samobójcy, dawcy organów. To nie prawda. My po prostu mamy pasję cenniejszą niż życie. Mówią też, że miłości nie da się kupić. To także nie prawda. Ja swoją kupiłem, i jestem bardzo szczęśliwy. Kiedy zakładam kask, każdy problem odbija się od niego i mnie nie dosięga. Świat milknie. Kocham to co robię, i kochać nie przestanę.
Kilkoro ludzi zdążyłem już pochować, ale oni umierają szczęśliwi. Wiem to, bo czasem też takiej śmierci sobie życzę. Jednak rzadko o tym myślę. Wiem, że motocykl to coś co trzyma mnie przy życiu. Trzyma mocno w garści, i nie chce puścić. I oby to nigdy nie nastąpiło.

Tak poza tym, to mam na imię Matt, mam 25 lat i jestem prezesem firmy architektonicznej. O ten fotel się nie prosiłem. Cóż zrobić, kiedy rodzice podjęli za ciebie taką decyzję, gdy ty sam byłeś jeszcze plemnikiem. No nie ważne, w mojej głowie od zawsze były szybkie fury i motocykle. Chyba bliższe są mi te drugie.
Po pracy często w nocy uczestniczę w rożnych wyścigach ulicznych. Trochę adrenaliny się człowiekowi należy.
Mam starszego o 2 lata brata Paula, który jest najlepszym prawnikiem w tym mieście. Jest wysokim, umięśnionym facetem z wiecznie uśmiechniętą twarzą. On też kocha sportowe samochody i motocykle. Ma żonę Miję, wspaniałą dziewczynę z sąsiedztwa. Piękna długonoga blondynka, z niebieskimi oczyma. Przyjaźnili się od dziecka. Gdy byli w szkole średniej dotarło do nich to co ich łączy i się zeszli.
Moja mama (Esme) i mój tato (Justin) obecnie podróżują po Europie, przeżywając coś na kształt podróży poślubnej po 30 latach udanego małżeństwa.
I kiedyś jeszcze miałem młodszą siostrę Lillę…
No to chyba tyle o mnie. Zapraszam na historię o mnie i moim szalonym życiu.

-------------------------------------------

Oto jest i prolog do nowego opowiadania! Już drugi raz siatkarz nie jest siatkarzem :D Piszcie w komentarzach wszystkich potencjalnych kandydatów :)  
Na pierwszy rodział zapraszam w czwartek 16.07 :D
Mój fb: https://www.facebook.com/marcyska02 i do obserwacji bloga zapraszam :D
Ps. Piszczie jak podoba się Wam wygląd bloga :) i co mam ewentualnie zmienić aby był czytelniejszy czy coś :D

Do następnego !

Marcyśka