niedziela, 19 lipca 2015

2 Poznaj moją codzienność

Kilka słów wyczytanych z zamkniętych ust… 

Matt zaparkował motocykl w garażu. Dziewczyna w tym czasie udała się w kierunku wind. Cierpliwie czekała na chłopaka. Ten po kilku minutach zjawił się. Położył swą dłoń na jej biodrze i wprowadził do pomieszczenia. Wcisnął kod w windzie, która sunęła prosto do jego domu. Drzwi jak zawsze za wolno się zasuwały. 
Dziewczyna stała oparta o ścianę windy, a Matt tuż obok niej. Niemalże dało się wyczuć w powietrzu jakieś napięcie. Popatrzyli sobie w oczy. Kate przegryzła dolną wargę, wpatrując się w błękit oczu chłopaka. On spojrzeniem błądził po jej twarzy. Niespodziewanie obrócił się i przygniótł swym ciężarem dziewczynę do ściany. Łapczywie wpił się w jej usta nadając swym językiem tempo pocałunków. Jego ręce krążyły pomiędzy jej tyłkiem a plecami. Ona nie była mu dłużna, jedną rękę włożyła w jego czarne włosy masując skórę jego głowy, a drugą przyciągnęła jeszcze bliżej chwytając go za plecy. 
Matt delikatnie przygryzł jej wargę, na co w reakcji na to doznanie wydała pomruk przyjemności. Próbowała z nim walczyć o dominację w ustach- bezskutecznie. To on dowodził, a ona miała mu się podporządkować. 
Kiedy dotarli do mieszkania Matta, on chwycił ją za pośladki i uniósł ku górze, ona owinęła jego biodra swoimi nogami. Idąc do sypialni zrzucali kolejne części garderoby nieprzerwalnie całując się. 
Gdy dotarli na miejsce Matt położył dziewczynę na łóżku i jeszcze raz zaczynając od ust torował sobie drogę w dół jej ciała. Ona pod wpływem przyjemności wyginała plecy w luk prosząc o więcej, a to był dopiero początek ich wspólnej nocy. 

*
Nazajutrz obudzili się przytuleni do siebie. Żadne z nich nie miało ochoty podnieś się z łóżka. Matt przysunął się bliżej Kate i zaczął składać na jej ramieniu mokre pocałunki. Dziewczyna obróciła się w stronę Matta. 
- Matt przestań! Do pracy masz dziś iść. 
- Kochanie, wolę Ciebie od pracy. - i dalej całował jej szyję. 
- Cieszy mnie to, ale to Twój obowiązek.- dziewczyna dalej protestowała. 
- Ty teraz jesteś moim obowiązkiem. - przygryzł jej płatek ucha.- szybki numerek na dobry początek dnia. 
- Chyba nie ze mną.- dziewczyna bez skrępowania wstała naga z łóżka i sięgnęła po ubrania, które leżały obok. Zabrała je i udała się do łazienki. 
- A na wspólny prysznic mogę liczyć?- krzyknął z nadzieją w głosie.
- Z kaczuszką zawsze!- odpowiedziała za drzwi dziewczyna. 
- Ehh.- jęknął zrezygnowany chłopak. 
Podniósł swoją szanowną i udał się do garderoby po krótkie spodenki i zwykły 

t-shirt. Ubrał się tam i napisał SMS do swoich ochroniarzy. Za 10 minut siłka. 
Ubrany poszedł do kuchni napić się wody. Na raz wypił połowę butelki. Pozbierał swoje ubrania z parkietu, i zaniósł je do brudnych rzeczy. 
Bez pukania wszedł do łazienki. Kate brała prysznic. Stał przez chwilę w miejscu i podziwiał jej zgrabne ruchy, żałując, że nie może robić tego za nią. 
Walnął w kąt ubrania, umył szybko zęby. 
- Izdę na siłownię.- powiedział na odchodne do dziewczyny. 
Z szafki nocnej zadbał swojego iPoda i ruszył do wyjścia. 
Zastanawiacie się pewnie, po co mu ochrona skoro i tak ryzykuje życie w nielegalnych wyścigach, jeżdżąc z zabójczą prędkością na motorze. Otóż, już wam wyjaśniam. 
Gdy miał 16 lat, miał jeszcze wtedy siostrę. Była piękna, zjawiskowa, rok młodsza od niego. Pewnego dnia, po powrocie ze szkoły zastał dom, który wyglądał jakby po nim przeszło tornado. Zadzwonił do ojca, i mu powiedział  co zastał. Esme i Justin szybko zjawili się w domu. Tego dnia Lilla została w domu, ponieważ zachorowała. Jeśli przez dom przeszło tornado, to jej pokój był w jeszcze gorszym stanie. Na jej łóżku leżała kartka z groźbą, że ją zabiją jeśli policja się dowie, a także, że porywacze żądają 4 milionów okupu. Justin przeszedł do natychmiastowego działania- zadzwonił po policję- jakby słowa porywaczy kompletnie na nim nie zrobiły żadnego wrażenia. Wraz z matką siedział w salonie i czekał na powrót brata. Paul jak zwykle wrócił zadowolony i wyluzowany do domu. Szybko jego nastrój się zmienił, gdy zauważył to pobojowisko. Wraz z ojcem i policją działali. 
Okup został przekazany, wszystko pod kontrolą i tak jak tego oczekiwali porywacze. Jednak najgorsze było to, że to wcale nie uratowało Lilly. Znaleźli ją nieprzytomną w starej fabryce na obrzeżach miasta. W szpitalu spędziła ponad miesiąc. Była tak skatowana i wykończona tym wszystkim, że zmarła. Porywaczem okazał się Arthur przyrodni brat matki. Skoro nie da się zaufać własnej rodzinie to jak ufać innym?  Od tego momentu ma hopla na punkcie bezpieczeństwa. A kiedy jest na motorze ma wrażenie, że go nikt nie dogoni i nic  nie jest wstanie zatrzymać. To Matta uspokaja. 
Winda zatrzymała się na 9 piętrze, aby ochroniarze mogli wejść i razem z Mattem udać się na siłownie. Jack, James i Paul mieszkali razem.
Paul to były zawodowy kierowca rajdowy. Jako jedyny ma pozwolenie na jazdę samochodem za kierownicą pełniąc obowiązki prywatnego szofera. I do jego, jako jedynego, stylu jazdy Matt nie ma nigdy zastrzeżeń. 
Jack wszedł jako pierwszy do pomieszczenia. Niewysoki, krótko obcięty brunet, który swoim spojrzeniem zabija wszystko co się rusza. Zawsze nosi ze sobą broń. Nawet teraz, luźna koszulka nie jest w stanie zakryć glocka.  
James zwykle milczący bacznie obserwuje otoczenie. Już kilkakrotnie pokazał, że zna się na swojej robocie reagując z prędkością światła. Czasem było to zupełnie niekonieczne, ale to dobrze, ponieważ jest pewność, że zawsze zareaguje. Wyglądem przypomina niedźwiedzia, i sam Matt czasem się go boi. 
- A łysy kiedyś ruszy swoją szanowną?- zapytał Matt swoich ochroniarzy.
- A w cuda wierzysz?- odpowiedział pytaniem na pytanie Jack.
- Raczej nie. Powiedzcie mu, że mu dupa kiedyś urośnie i się w drzwiach od stodoły nie zmieści. – chłopaki pokiwali głową i pod nosem się uśmiechnęli z żartu szefa.- a swoją drogą jak tam jego romanse?
- Teraz cały czas gada z jakąś modelką i próbuje ją zbajerować.- odparł James. 
- Zapewne znów zechce od ciebie pożyczyć jakiś samochód, żeby na niej zrobić dobre wrażenie.- dodał Jack.
- Dostanie to on co najwyżej kopa w dupę. Chyba, że ta laska będzie tego warta. 
- Ta może i być, chociaż znów po miesiącu się skończy romans stulecia.- powiedział Jack.  
Zjechali do poziomu 0. Wąski korytarz, z jednej strony oszklony prowadził na zewnątrz budynku, lub na siłownię dostępną tylko dla mieszkańców bloku.  Była ona bardzo dobrze wyposażona w sprzęt sportowy i czynna całą dobę. Zawsze były zostawione czyste ręczniki i butelki wody mineralnej. 
Jako pierwszy pomieszczenie opuścił James lustrując wzrokiem każdy nawet najjaśniejszy kąt. Następnie wyszedł Matt a za nim Jack. Na siłownie szli w milczeniu. 
Gdy tam dotarli, każdy udał się w swoją stronę. Po 1,5 godziny i katorżniczych ćwiczeniach wrócili do swoich mieszkań. 
Wszedł do domu i zastał kłócących się ze sobą Stanleyów. 
- Do kurwy ile razy mam mówić do Ciebie, żebyś w końcu mnie posłuchała?- trzymał Clayton za nadgarstek i krzyczał prosto w twarz dziewczyny, a po niej płynęły łzy.
- Stary puść ją. To moja wina. Zagadaliśmy się i została na noc.- próbował odciągnąć kumpla od siostry.
- A zadzwonić nie potraficie?!- tym razem swoją złość skierował na Matt.
- Zapomnieliśmy. Ale przecież wiesz, że jej się tu nic nie stanie. Strasznie przesadzasz.
- Ja przesadzam?! A mam Ci przypomnieć jak ty trząsłeś gacie o swoją siostrę!
- Przesadziłeś w tym momencie! Ona w tedy była niepełnoletnia! A poza tym, co ty kurwa możesz o tym wiedzieć! Najlepiej zrobisz jak mi zejdziesz z oczu!- podszedł do kumpla i groźnie wbił mu palec w żebra. 
- Co kurwa?! Zabieram ją!- krzyknął i pociągnął za rękę swoja siostrę.
- Clayton puść mnie! Nie jestem Twoją własnością!- dziewczyna próbowała się przeciwstawić bratu, ale nie miała tyle siły co on. Obróciła się i błagalnie spojrzała na Matta. Ten tylko zruszył ramionami. 
Kiedy mieli już wejść do widny Matt odezwał się:
- Clayton ogarnij się człowieku! 
Został sam zdenerwowany. Musiał się wyżyć. Uderzył w pierwszą napotkaną rzecz- talerze z kanapkami, które przygotowała Kate. Z hukiem wylądowały na podłodze rozbijając się w drobny mak. 
- Kurwa!- krzyknął, gdy znów pomimo upływu czasu do jego głowy napłynęły bolesne wspomnienia. Jej drobne ciało podpięte do kroplówki, i gdyby nie aparatura można by uznać że Lilla nie żyje. Pikanie, jedyny sygnał  nadziei. 
Potrząsnął głową i udał się do łazienki wziąć chłodny prysznic. Zrzucił ubrania i wszedł pod lodowatą wodę. Jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Oparł ręce na kafelkach, a na nich swoją głowę. Zimna woda spadała na jego kark. 
Po kilku minutach zebrał się w sobie i szybko umył swoje ciało i włosy. Wyszedł z kabiny i stanął przed lustrem. Chwilę przyglądnął się swojej twarzy. Widać na niej zmęczenie, a oczy proszą o sen. Na policzkach delikatny zarost, który postanowił dziś nie golić. Przetarł włosy ręcznikiem, następnie resztę ciała. Nagi udał się do garderoby, by założyć swoje ukochane garnitury. Tak, zdecydowanie to najbardziej lubił w swojej pracy- elegancję. 
Dziś postawił na czarny klasyczny garnitur  oraz białą koszulę i granatowy krawat. Na rękę założył swój Rolex wykonany z białego złota na czarnym pasku. Popsikał się swoimi ulubionymi perfumami i był gotowy do wyjścia. 
Zabrał iPhone z garderoby i był gotowy na kolejny nudny dzień w pracy.    
Wsiadł do windy i zjechał do mieszkania ochroniarzy i kierowcy.
- Panowie poniedziałek czas zacząć!- krzyknął do chłopaków, oni już po chwili byli gotowi do pracy. 
Spędzali ze sobą 5 dni w tygodniu, weekendy mieli wolne, chyba że Mattew gdzieś wyjeżdżał. 
Zjechali do garażu. Jack poszedł z Paulem po samochód. Ten został wprowadzony i James z Mattem wsiedli do niego. 
Jak co rano korki były ogromne i dojazd do pracy zajął im blisko 40 minut. Matt wysiadł przed samym wejściem do budynku, gdzie mieściła się jego firma. 
„JEA HOUSE” napis witał wszystkich na ulicy. Sam budynek liczył blisko 150 pięter. Nie wszystkie piętra należały do Andersonów. Zdecydowana większość była zwyczajnie wynajmowana,  gdzie siedzibę miało kilkadziesiąt różnych firm. 
Rozsuwane drzwi wprowadzały do labiryntu korytarzy, schodów i drzwi.  
Matt pewnym krokiem przechodził przez kolejne, docierając na sam szczyt do swojego królestwa. 
----------- 
Na otarcie łez Matt, chociaż nie po dziś to kopa w dupę mu za to, że tak dobrze grał... 
No nie ważne. Teraz przed nami kolejne imprezy i do nich trzeba się przygotować! Polska biało-czerwoni!!! 
Komentujcie! 
I do zobaczenia w czwartek :D 
Do następnego! 

Marcyśka 

Ps. Mam nadzieję, że teraz bedzie się Wam lepiej czytać ;) 

  

6 komentarzy:

  1. No, no xdd
    Szybko się rozwija. ''zaczął składać na jej ramieniu mokre pocałunki''
    Bożeno! :D Matt za piękny na ten świat
    Nie to, że jestem hotką, no ale...on jest taki awawaw :D
    Masz rację, mógł dzisiaj tak dobrze nie grać :/
    No nic, czekamy na PŚ.
    Świetny rozdział, pozdrawiam ;-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem jak ty to robisz, ale rozdziały są genialne. Czytam pierwszy i myślę, że lepszego już nie można napisać, ale ty potrafisz to zrobić. SZACUN :)
    A co do Matta w dzisiejszym meczu, powinien dostać kopa...

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne <3 Mogłabym czytać bez przerwy :) Pisz szybko kolejny, bo nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rewelacja *.*
    Widać, że charakter Matta ukształtował się po niemałych przejściach życiowych.
    Zapewne chłopak żyje również przeszłością, lecz stara się wyrzucić ją z głowy, choć to długi proces.
    No to chyba Matt zaczyna coś cuć do Kate i dziewczyna to odwzajemnia i być może jest to coś więcej niż zwykłe pożądanie ;P choć przeczuwam, że Jej brat stanie Im na drodze xD
    Pozdrawiam i czekam na kolejny ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Clayton jest niezrównoważony umysłowo...? Boże, jak tak się można zachowywać w stosunku do siostry, nawet jeśli jest się nadopiekuńczym? :o

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały! *.*
    Clayton weź ty się ogarnij..! -.-
    Matt jak zwykle słodki *.* aż za bardzo *,*
    A za mecz to serio powinien dostać kopa..!
    Czekam na następny! :*
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń