czwartek, 25 lutego 2016

10. Nie! Nie ma szans!

Oni mogą żyć, ale tylko razem,
nie rozdzielaj ich nie odzieraj z marzeń,
muszą ciągle iść na granicy tchnienia,
cienka linia określa sens ich istnienia.

Przez cały mecz obserwował kątem oka Matta i Kate. Miał nieodparte wrażenie, że tę dwójkę coś do siebie ciągnie. Widział jak Matt starał się zachować kamienną twarz i nic sobie nie robić z bliskości dziewczyny. Trochę go to bawiło, ale znał nie od dziś Claytona. Każdy, kto chciał się zbliżyć do jego siostry mógł już na starcie poważnie żałować swojej decyzji. Po prostu nie miał szans, by chłopak zaakceptował związek. Każdy też doskonale wiedział, że chłopak był trochę pogubiony, a przez to nadopiekuńczy.
Matt miał szczęście, że Clayton go o nic nie podejrzewał. W końcu pracowali razem, więc ich rozmowy i spotkania były nieuniknione. Wybiegając w przyszłość, on sam, Dominik, bał się jak Clayton zareaguje. I szczerze przy tym współczuł Mattowi.
Mimo wszystko chłopak szanował rodzinę. I ona była dla niego najważniejsza. Cóż, może właśnie dla tego tak starał się pilnować siostry i chronić jakby nadal była małą dziewczynką. Nie był zły, ale porywczy, a przy tym bardzo uparty.  
Po meczu wraz z kumplami analizował zwycięskie rozegranie. Ten mógłby reagować szybciej, tamten celniej rzucać, inny skuteczniej blokować. Mimo wszystko, ta gra mogła zaprowadzić ich po mistrzostwo kraju. I w to gorąco wierzyli.
Widział jak Matt wychodzi z dzwoniącym telefonem. On nigdy nie chciałby być na jego miejscu. Mimo przywilejów, całe życie w pracy- to nie dla niego.
Po wypitych kolejnych butelkach alkoholu, poczuł, że potrzebuje do toalety. Wstał z kanapy i chwiejnym krokiem udał się w kierunku łazienki. Ta na dole była zajęta. Postanowił więc udać się do tej w pokoju Kate.
Niczego nie świadom nacisnął klamkę od drzwi do pokoju. Mocno go wstrząsnęło to co ujrzał.  Przez kilka chwil stał jak słup soli. Nie dowierzał w to co widzi. Przeklinał w duchu Matta, który właśnie kończył robotę, siebie, za idiotyczny pomysł, i cały świat za to, że biologia bierze górę nad zdrowym rozsądkiem.
Gdy trochę oprzytomniał zamknął drzwi. Oparł się o ścianę i próbował wymazać z pamięci nagi tyłek kumpla.  Miał przejrzysty obraz tego, o co podejrzewał Matta.
Mimo, że był otumiony przez alkohol, dotarło do niego, to, że Clayton nie może się o tym dowiedzieć. Zbiegł po schodach. Wzrokiem odnalazł kumpla. Grzecznie siedział przed telewizorem.
Ulżyło mu. Choć ciągle nie był pewien ile Matt ma zamiar się zabawiać siostrą Claytona.
Ku jego uldze łazienka była wolna. Załatwił potrzebę i przysiadł się obok Claytona. Teraz miał pewność, że chłopak nigdzie mu nie ucieknie.
Do końca wieczora ani Matt ani Kate nie pojawili się. A Clayton grzecznie siedział na swoich czterech literach.

*
Rano obudziły go głosy dochodzące z dołu budynku. Leniwie otworzył oczy, ujrzał obok siebie dziewczynę, która jeszcze smacznie spała. Przetarł dłonią zaspane oczy, i starał się przypomnieć sobie wydarzenia z minionego wieczora. Podniósł się do pozycji siedzącej opierając plecami o ramę łóżka,  ospale zmierzwił sobie włosy. Uśmiechnął się pod nosem, gdy dotarło do niego, to, co wczoraj się wydarzyło.
Powoli zaczynał się uzależniać od tych doznań, i tego jak działa na niego dziewczyna. Od dawna z nikim tak dobrze mu nie było.
Czuł się wypoczęty i zrelaksowany.
Nie mógł uwierzyć w to, że nikt nie zauważył ich nagłego zniknięcia. Wydawało mu się, że ktoś otworzył  drzwi, ale nie był tego pewien. Skoro nie wybuchła żadna awantura, to był bezpieczny.
Spojrzał na dziewczynę.
Leżała skulona i wtulona w poduszkę. Jej nagie plecy kusiły go, by złożyć na nich kilka pocałunków. Klatka piersiowa podnosiła się miarowo. Żałował, że dziewczyna jest odwrócona do niego plecami. Po chwili wpadł na pomysł, by zrobić jej zdjęcie.
Sięgnął dłonią na szafkę nocna po swojego iPhone’a. Włączył aparat. Zsunął się i delikatnie odgarnął włosy z policzka dziewczyny. Ułożył swoją głowę nad głową dziewczyny i zrobił zdjęcie. W kolejnym ujęciu złożył na jej policzku pocałunek.
Kiedy dziewczyna poruszyła się, Matt odskoczył od niej jak poparzony. Zaspanym wzrokiem spojrzała na niego.  On, jak małe dziecko przyłapane na psocie, z równym zażenowaniem, przeglądał telefon.
Starała się odczytać z jego twarzy jakiekolwiek emocje. Poza uśmiechem na jego twarzy, nie dostrzegła nic, co mogłoby ją zasmucić. Pod wpływem jego mimiki twarzy, mimowolnie jej usta uniosły się ku górze.
- Kobieto, ile ty  możesz spać?- zapytał z wyższością w głosie. Mimo wszystko nie potrafił ukryć uśmiechu.
- A ty?- zapytała go.
- Ja to nie ty.- odparł, i dalej palcem przewijał informacje z giełdy.
- Coś mi mówi, że coś zrobiłeś tym telefonem.  – oparła swoją głowę ona jego klatce piersiowej.
- Chyba nie. – odparł rozbawiony.
- No to pokaż!- rozkazała mu dziewczyna.
- Jak byłem mały to pokazywałem, teraz się wstydzę.- wystawił jej język.
- Dupek. – krótko go podsumowała.  I bez jakiegokolwiek wstydu wstała z łóżka, kręcąc biodrami i podśpiewując pod nosem poszła do szafy po ubrania.
- Ej! Ja tu jestem!- krzyknął za dziewczyną, ale z fascynacją przyglądał się jej ruchom.
- No to co!- odparła już z łazienki.
Matt z niedowierzaniem pokręcił głową. Cały czas się uśmiechał. Odłożył telefon na bok i postanowił się ogarnąć.
Zebrał z ziemi swoje wczorajsze ubrania, i z nimi w ręku powędrował za dziewczyną do łazienki. Ona w tym czasie zdążyła założyć bieliznę.   
Na jego widok dziewczyna zaczęła się śmiać.
 Podniósł brew ku górze, bo nie bardzo wiedział o co chodzi dziewczynie.
- Weź chociaż ubierz gacie na tyłek- między kolejnymi salwami śmiechu powiedziała do niego dziewczyna.
- Idę wziąć prysznic, a jak zmoczę swoje to Twoje majty będą na mnie za małe.- odparł jej bardzo inteligentnie.
Dziewczyna niedowierzająco pokręciła głową. Już więcej się do niego nie odezwała. Dokończyła swoje poranne czynności.
Matt w tym czasie zdążył się wykąpać, i ubrać.
Razem, jakby byli parą, zeszli na śniadanie.
W kuchni czekał  na nich Clayton wraz z Dominikiem i Russellem. Chłopcy byli pogrążeni w dyskusji, tak że zdawałoby się, iż tylko Dominik zauważył przybyłych.
Dominik starał się zachować kamienną twarz, ale gdy tylko Matt nachylił się przy lodówce, wspomnienia z wieczora wróciły do niego. Z całych sił walczył ze śmiechem, i mdłościami. Wiedział, że musi z Mattem poważnie porozmawiać. A to nie będzie przyjemna rozmowa.  
Po posiłku, Matt wrócił do sypialni Kate po telefon, by zadzwonić do Paula. Za nim jak cień podążał Dominik.
Pod drzwiami odczekał czas, który Matt spędził na rozmowie ze swoim kierowcą. W głowie układał to co ma zamiar powiedzieć chłopakowi. Cokolwiek mu nie przyszło na myśl, brzmiało idiotycznie. Ale wiedział, że to dla dobra ich przyjaźni.
Matt wyszedł z pokoju i natknął się na czujny wzrok kumpla.
- Stary, musimy pogadać. – wysyczał przez zęby i niemalże wepchnął Matta z powrotem do pokoju.
- Co jest?- zapytał, i przyglądał się badawczym wzrokiem chłopakowi.
- Co ty wyprawiasz?- zapytał z oburzeniem w głosie.
- O co ci chodzi? –zapytał nie rozumiejąc agresji Dominika.
- O to co robiłeś wczoraj w nocy. Stary nie obraź się, ale prześladuje mnie twoja goła dupa! Nie znasz Claytona? Człowieku, nie igraj z ogniem!- tłumaczył pospiesznie chłopak.
- Jaka dupa? Co ty pieprzysz? Możesz po kolei?
Opowiedział mu wszystko to, co działo się poprzedniego wieczoru. Z Matta uszło całe powietrze. Błędnym wzrokiem patrzył na kumpla. Fakt, nie pomyślał o tym jak może zachować się Clayton.
- Dzięki, że się nim zająłeś. Stary, nie wiem co mam ci więcej powiedzieć. Ona w jakiś sposób mnie przyciąga, a fakt, że Clayton jest jaki jest, chyba jeszcze bardziej to nakręca…
- Zastanów się, co chcesz na tym ugrać. Bo jak stracisz jedno, to drugie też możesz nigdy więcej nie zobaczyć… Nie chcę być złym prorokiem, ale uważaj. Na nią i na siebie. I jak dobrze znam Claytona, to lepiej, żeby was nie nakrył…
- Wiem. Muszę sobie to jakoś w głowie poukładać…
- Powodzenia.
- Dzięki stary.- i jeden po drugim opuścili pokój dziewczyny.
Russell wraz z Kate i Claytonem udali się do garażu, a kilka chwil później dołączyli do nich Matt z Dominikiem.
Clayton prezentował przyjaciołom swoje poczynania w samochodzie. Ma być szybsze, mocniejsze, wydajniejsze. Po porostu idealne.
Po kilkunastu minutach na plac przyjechał Paul. Zatrąbił, by dać szefowi znać, że już jest.
Matta pożegnał się z przyjaciółmi.
- Będziesz na grillu?- zapytał go na odchodne Clayton.
- Chyba tak. Dzięki za wczoraj.
- Nie ma problemu.
Podali sobie ręce i poklepali się po plecach.
Kate postanowiła odprowadzić Matta do samochodu.
W milczeniu przemierzali kolejne metry. Przy samym samochodzie Matt postanowił przemówić.
- Wczoraj… I dzisiaj… Dziękuje.- pochylił się i złożył na jej policzku pocałunek.
- Matt… - wyszeptała, i jakieś przyjemne dreszcze przeszły przez jej ciało, pod dotykiem ust Matta.
Chłopak odsunął się, i spojrzał w oczy dziewczyny. Obydwoje utonęli w swych spojrzeniach. Tylko dźwięk odsuwanej szyby i komentarz Paula, sprawił, że obydwoje spadli na ziemię.
- Gołąbeczki, później sobie pogruchacie.- i zaczął się śmiać, a za to dostał po głowie od Kate. – A to za co?
- Za jajco!- zaczęła się śmiać.
Matt wsiadł do samochodu.
- Do później.- pożegnał się z dziewczyną.
- Do później.
Dziewczyna oddaliła się w stronę domu, a oni ruszyli do centrum miasta.
*
Wszedł do mieszkania. Pierwsze co zrobił, to poszedł się przebrać w sportowy strój. Szare spodnie dresowe, luźno wisiały mu na biodrach i obcisła granatowa koszulka opinała jego umięśnione ciało.  
Zabrał z kuchni butelkę wody i szklankę. Rozsiadł się wygodnie na kanapie, nalał napój do naczynia. Upił łyk i włączył laptop. Starał się skupić na treści e-maili, na które miał odpowiedzieć, ale to wszystko przychodziło mu z trudem. Jego myśli krążyły wokół jednej osoby.
Po kilku minutach walki chwycił telefon do ręki, i przeglądał zdjęcia zrobione dziś rano. Była taka piękna, gdy spała. Jej lekko otwarte różowe  usta, układały się w kształt literki "o". Spokój i bezpieczeństwo wymalowane na jej twarzy. Żałował, że nie ma zdjęcia, na którym się uśmiecha. Czy to możliwe żeby… Nie! Nie ma szans! Nie on! Nie teraz! Przecież Dominik ma rację! Z Claytonem jeszcze nikt nie wygrał… Ale przecież… Mógłby spróbować… Ale czy chce jeszcze raz przechodzić przez lawinę łez, gdy znów nie wyjdzie? Czy ma wystarczająco dużo siły?...
Oparł się o oparcie sofy i odchylił głowę do tyłu. Zamknął oczy. Oddychał spokojnie, by wymazać te dziwne  i natrętne myśli.  
Kolejne wiadomości, mniejsze lub większe problemy firmy. I ten kontrakt, tak ważny. Jak przegra, to zawiedzie ojca i wszystkich…
Po ponad 2 godzinach był wolny od obowiązków. Wyłączył komputer. Nie bardzo wiedział co ma ze sobą zrobić.
Włączył telewizor i próbował skupić się na programie historycznym. Skończyło się to tym, że w trakcie uciął sobie drzemkę.
*
Dźwięk dzwoniącego telefonu roznosił się po całym mieszkaniu. Zaspany odebrał połączenie.
- Halo?- wychrypiał do słuchawki.
- No gdzie ty jesteś? Wszyscy czekamy na Ciebie!- krzyczał do telefonu Russell.
- W domu. Która godzina ?- zapytał, przecierając oczy i łapiąc ostrość wzroku.
- Po 5! Człowieku, jak chcesz coś zjeść, to zbieraj szybko dupę!- instruował dalej kumpla.
- Dobra. Dajcie mi 30 minut. – i usłyszał dźwięk rozłączonego połączenia. Tak, za to kochał Russella.
Przetarł dłońmi zaspane oczy. Rozciągnął kości i mięśnie. Ziewnął.
Poszedł do łazienki załatwić ludzkie potrzeby.
Następnie sięgnął po jogurt do lodówki i wypił go. Stwierdził, że i tak na pewno coś do jedzenia dla niego będzie u kumpla, dlatego też nie jadł nic więcej.  
Poszedł się przebrać w strój motocyklowy, przy czym do plecaka spakował ciuchy na przebranie. Wiedział, że Paul ma mieć randkę, dlatego postanowił mu pożyczyć swój samochód. Zabrał kluczyki do auta i motocykla.
Wyszedł z mieszkania, zamknął drzwi. Zjechał windą do mieszkania chłopaków. Podał dokumenty i kluczyki do swojego auta Paulowi.
- Tylko jak coś zrobisz, to uwierz mi nie chciałbyś być w swojej skórze!- pogroził palcem, na co Paul uśmiechnął się.
- Szefie, ono bezpieczne ze mną bardziej niż z kimkolwiek innym.
- Trzymam cię za słowo! Udanej randki!
- Dzięki.
 Po kilku chwilach był już w garażu i wyprowadzał na zewnątrz swoją miłość. Ryk silnika pieścił jego uszy, a napięcie, które pojawiło się w jego brzuchu, było wręcz boskim uczuciem. Z bijącym radośnie sercem pokonywał kolejne metry, kilometry, by jak najszybciej być u celu. Wiatr otulał go. I nic już nie było ważne.
Po 15 minutach witał się z kolegami, którzy siedzieli w ogrodzie i zajadali się smakołykami z grilla.

---------------------------------
Hej wszystkim! :D 
Tak, to znowu ja. wiem, że się cieszycie :P bo ja się cieszę :D 
Wymasakrowany przez cały tydzień rozdział. Tak samo ja... Ale nie będę wam narzekać :) 
Jak widzicie, Clayton dalej pozostaje w niewiedzy... Ale jak się dowie... No cóż, to w innym rozdziale. Jeszcze jest na to czas. Za to coraz więcej ludzi zaczyna coś dostrzegać. 
Komentujcie! +1 też dawajcie :D 
Ostatnio, przeglądałam statystyki, i jeden z rozdziałów miał blisko 650 wyświetleń :O DZIĘKUJĘ! :* To dało mi mega kopa do dalszej pracy! :D:D 
Mimo, że będę chodzić do tyłu, to na kolejny zapraszam we czwartek o 18 :D 
Do następnego!
Marcyśka

czwartek, 18 lutego 2016

9. Czas się zabawić

Wybiła 18, kiedy Matt zamknął wieczne pióro, po tym jak złożył swój ostatni podpis tego dnia. Wyprostował się na krześle i rozciągnął swoje ramiona. Dłońmi przeczesał swoje włosy zostawiając je w artystycznym nieładzie. Głęboko odetchnął. Weekend za pasem, trzeba się bawić- pomyślał.
Wystukał na telefonie krótką wiadomość do Kate, z pytaniem, czy jest już gotowa. Odłożył telefon na biurko. Odsunął obrotowy, skórzany fotel i wstał udając się w kierunku wielkiego okna. Stamtąd rozciągał się widok na jego ukochane miasto. W dole tętniło życiem, u góry zaś pozostawało wolne. Na horyzoncie po samolotach została smuga wspomnień. Ileż razy będąc dzieckiem patrzył, czy miną się one w powietrznym korycie czy niespodziewanie zderzą się.
Słońce znajdowało się jeszcze wysoko. Nie raz obserwował z tego miejsca jak chowa się, uciekając przed ciemną nocą. Szkoda, że on tak nie potrafił, że tak nie mógł.
Oparł jedną rękę o framugę okna, drugą włożył do kieszeni spodni, klapa marynarki zahaczyła o jego zgięty łokieć. Czuł się zmęczony ostatnio ciągłymi kłótniami.
Myślał o wydarzeniach z poranka. Tak, tylko Paul i Clayton wiedzieli o jego przeszłości, i znali po części prawdę. On nie był święty i ona także nie była. Ale tamtego dnia…  Nie chciał po raz enty do tego wracać. Bał się tylko o to co zrobi Paul. Miał nadzieję, że brat jest ciut mądrzejszy od niego.  Miał nadzieję, że nie poturbował go za mocno. Bywał wybuchowy, ale tylko wtedy, gdy coś uderzało w jego zasady, albo krzywdziło rodzinę.  
Dźwięk telefonu dał znać o nowej wiadomości w jego skrzynce. Odwrócił się i chwycił urządzenie w swoje ręce.
Możemy iść.
Ostatnie spojrzenie na wieżowce, które walczą  o dominację w mieście. Zapiął guzik marynarki, pozostawiając ostatni wolny. Do kieszeni spodni wrzucił telefon.
Poukładał papiery na biurku, wkładając je do organizera. Te najważniejsze schował w sejfie.
Chwilę się zastanowił czy wszystko dziś zrobił. O niczym nie zapomniał.
Wychodząc przez przeszklone drzwi, opuścił swój gabinet. Skinięciem głowy pożegnał się z Mery. Dziewczyna uśmiechnęła się do szefa.
Długi korytarz prowadził go do wind. Mijając wejście do małego pokoju, napotkał czujny wzrok Jamesa. On szybko podniósł się ze swojego miejsca. Pokój, który zajmował był jego centrum dowodzenia światem, a w zasadzie tym, co aktualnie dzieje się w budynku.
- Jedziemy do Claytona.- oznajmił Matt.
- Tak, Sir.
- Gdzie Jack?- zapytał.
- Poszedł odprowadzić do samochodu pannę Kate.
- Ok.- mruknął pod nosem.
Razem wsiedli do windy i zjechali na parter. James lustrował spojrzeniem otoczenie, a Matt ze spokojem szedł do samochodu.
Kiedy Paul podjechał mercedesem, Kate była już w środku. Żywo dyskutowała o czymś z kierowcą, lecz kiedy Matt zjawił się w samochodzie obydwoje zamilkli.
- Co to za sprawiedliwość, że baba siedzi na przednim siedzeniu, a z tyłu 3 facetów musi się gnieść?- zażartował Matt.
- Bo babom wolno. A poza tym Twojego jęczenia za uchem bym nie zniósł.- odparł mu równie życzliwie Paul.
- Dzięki. Jesteś naprawdę miły.- ironizował.
- Ty też jak nigdy walisz komplementami.- uśmiechnął się pod nosem kierowca.
- Jedź!- krzyknął Matt.
Bez słowa sprzeciwu ruszyli na przedmieścia Nowego Yorku. Ruch był w miarę płynny, ale nie taki jaki zadowoliłby Matta. Mimo wszystko dla niego za dużo ludzi posiada prawo jazdy, przez co mało kto umie naprawdę dobrze jeździć.             
Kiedy dotarli, na placu przy warsztacie stało już kilka samochodów.
- Paul, dam Ci znać rano, co i jak. Miłego weekendu chłopaki.
- Tak jest.- odparł z uśmiechem Paul.
Wysiedli z samochodu. Idąc ramię w ramię na przeciw idącemu Russellowi.
Luzackim krokiem, poprawiając grzywkę, przywitał ich chłopak.
- Cześć Kate!- pochylił się nad dziewczyną i złożył na jej policzku przyjacielski pocałunek. Kate objęła czule przyjaciela. Matt w tym czasie błądził wzrokiem po niebie. Odruchowo zacisnął dłoń w pięść. Czyżby był zazdrosny? - Siema ziom!- krzyknął chłopak, sprowadzając tym samym chłopaka na ziemię. Szybko uśmiechnął się do przyjaciela.- To co, dziś się zabawimy!- a na jego ustach pojawił się ogromy serdeczny uśmiech.
- Siema. Oczywista oczywistość.- odparł Matt.
Razem słuchając kolejnego kawału Holmsa udali się w kierunku domu Stanleya.
Gdy otworzyli drzwi, do ich uszu  docierały strzępki rozmów przybyłych przyjaciół. Przeszli do salonu, gdzie siedział Clayton z Dominikiem i oglądali studio przedmeczowe NBA, i rozmawiali ze sobą.      
- O siemano!- na widok przybyłych Clayton oderwał się od rozmowy i wstał, by przywitać się z kumplem. Przy czym bacznie zmierzył wzrokiem swoją siostrę, doszukując się w jej wyglądzie jakiś zmian. Na jej szczęście wszystko było w porządku.  
Przyjaciele podali sobie ręce i poklepali się po plecach.
- Idę coś zjeść.- odparł bez ogródek Matt.
Clayton pokiwał głową.
- Zrób mu coś do jedzenia.- rozkazał siostrze.- Niech ci ten fraczek do pokoju zaniesie.- wskazał na marynarkę Matta.  Chłopak ściągnął ubranie, i podał dziewczynie.
Ona spojrzała na niego, i wykonała czynności polecone przez brata.
- Siadaj. Jak będzie gotowe, to Cię zawoła.- rzucił, do Matta.
- Jasne.  
I zaczęli dyskutować o lidze koszykówki, samochodach.
Ukłucie bólu żołądka zmusiło Matta do opuszczenia kolegów.  
Kiedy Matt wszedł do kuchni, tam Kate stała przy garnkach odgrzewając zupę.
- Co tak ładnie pachnie?- zapytał chłopak.
- Zupa na winie. - odparła dziewczyna i uśmiechnęła się do Matta. Ten zdziwiony zmarszczył czoło.
- Co?
- No zupa na winie. W niej jest wszystko to, co się w ręce nawinie.- wytłumaczyła mu.
- Bardzo śmieszne.
- Nie mów, że nie słyszałeś.
- Jakoś ostatnimi czasy nie mam wielkich kulinarnych ambicji. Kanapka z serem wystarcza.
- Biedny, mały Matt. Nie ma mu kto zupek gotować. Przecież ty z głodu się przewrócisz. 
- Oj tam. Zamieszkaj ze mną, to jakoś przeżyje.- zażartował, a dziewczyna momentalnie znieruchomiała na jego słowa. Odwróciła się w jego kierunku. Jej mina nie wróżyła nic dobrego.
- Rozmawialiśmy już o tym.- tylko tyle wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Właśnie w tym momencie do kuchni wparował Clayton. Udał się do lodówki po 2 butelki piwa. Otworzył je. Jedną podał Mattowi.
- Masz do obiadku.
- Dzięki. – i udał się z powrotem do salonu.  
Dziewczyna w tym czasie nalała chłopakowi zupy na talerz, i postawiła na niewielkim stoliku. Obok położyła kilka kromek chleba.
- O, dzięki.- uśmiechnął się do niej. 
Ona usiadła naprzeciw niego. Matt wykorzystał okazję i chwycił ją za dłoń, którą miała opartą o stół.
- Ja naprawdę żartowałem.
- Dobra, nie było tematu.- ucięła krótko ich dyskusję.
- Jak Ci minął pierwszy dzień w pracy?- zapytał pomiędzy kolejnymi kęsami.
- W porządku, choć musze się przyzwyczaić. Mery jest bardzo miła dla mnie. I w ogóle wszyscy zdają się być sympatyczni.
- Cieszę się, że Ci się podoba. Mogę cię  zapewnić, że pracy będzie dużo. Negocjujemy ważny kontrakt.- starał się wszystko rzeczowym tonem wytłumaczyć dziewczynie.
- Matt! Mecz się za raz zacznie! Rusz swoją szanowną!- dobiegł ich donośny krzyk Claytona.
- Idę!- odpowiedział mu równie donośnie.
- Weź piwo!
Chłopak wstał od stołu zamierając ze sobą pusty talerz. Włożył go do zlewu. Zaczął podwijać rękawy, kiedy Kate powiedziała.
- Idź do chłopaków, ja to posprzątam.- swoim drobnym ciałem chciała go odepchnąć od szafki.
- Chociaż tyle mogę zrobić.- upierał się przy swoim chłopak.  Zabrał z jej rąk gąbkę, a ona ze wściekłością popatrzyła na niego. Ich spojrzenia się spotkały.  Chłopak stał jak urzeczony, choć zupełnie nie wiedział dlaczego tak się dzieje. A ona… Cóż to zupełnie inna bajka. Po prostu pragnęła tych oczu.  Przygryzła delikatnie swoją wargę.
- Pajacu idziesz?- nagle za drzwi wyłonił się zniecierpliwiony Clayton. Matt odwrócił się w kierunku kumpla.
- Tak, tak.- wymruczał tylko.
Cały czas w jego głowie były piękne tęczówki dziewczyny. Chyba przestał mieć kontrolę nad swoją wyobraźnią, a może i uczuciami.  
Zabrał piwo i udał się do salonu. Zasiadł wygodnie na fotelu, i obserwował poczynania zawodników na boisku. Chociaż myślami był gdzieś zupełnie daleko. Jego koledzy żywo reagowali na zdarzenia na boisku, a on co jakiś czas tylko się uśmiechał.
Po pewnym czasie do chłopaków dołączyła Kate z butelką piwa w ręku. Przysiadła na rogu fotela, tuż przy Macie. On spojrzał na nią. Ona niewinnie się do niego uśmiechnęła.
Zaczęły go ręce świerzbić, chciał dotknąć jej ciała, ale wiedział, że teraz jest to nie możliwe. Mimo, że Clayton jest mocno zaangażowany w kibicowanie, to kto wie, jak reszta chłopaków zareaguje.
W strasznych katuszach, Matt starał się oglądać mecz, choć szczerze to wolał, żeby jak najszybciej się zakończył.
W końcu po prawie 2 godzinach piekła, mógł odetchnąć. Mecz się zakończył, a chłopaki zaczęli świętować zwycięstwo ich drużyny.
Któryś włączył muzykę, inny uzupełniał braki alkoholowe kolegów. Każdy poszedł tam, gdzie chciał. Dom był pełen ludzi.
Rozdzwonił się telefon Matta. Chłopak wyciągnął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. Dzwoniła jego mama. W sumie się ucieszył, ponieważ dawno z nią nie rozmawiał.
Wyszedł  z salonu i udał się do pokoju Kate, by tam móc w ciszy porozmawiać.
- Tak? – odebrał połączenie.
- Cześć synku! – usłyszał jej radosny głos w słuchawce i od razu uśmiech pojawił się na jego twarzy-  Dzwonię, bo ani Paul ani Mija nie odbierają telefonu. Nie wiesz dlaczego?- i w jego głowie zapaliła się czerwona lampka. Przecież nie powie matce, że się bardzo namiętnie przepraszają. Musiał coś szybko wymyśleć.
- Yyyy… Pewnie dla tego, że są w samolocie. Wiesz, przepisy na to nie pozwalają.- starał się uwiarygodnić swoje kłamstwo.
- A no tak, masz rację. Nie pomyślałam o tym.
- W takim razie później do niego zadzwonię. A co tam u Ciebie słychać? Radzisz sobie jakoś?
- Mamo! Jestem dorosły, i umiem o siebie zadbać.
- Wiem synku, ale czy to źle, że matka martwi się o swoje dziecko?
- Nie, ale bez przesady. Pozdrów tatę, i powiedz mu, żeby mocno trzymał kciuki. Być może w najbliższym czasie, stanie się coś dobrego.
- Masz tatę.- w słuchawce dało się słyszeć szelest podawanego telefonu.
- Cześć synu.- usłyszał głos ojca.  Już oczami wyobraźni widział jego poważną minę i srogi wzrok.- Co się dzieje w firmie?- mimo, że oddał pałeczkę prezesowską synowi, zawsze był na bieżąco z tym co dzieje się w niej.
- Wiesz, być może kolejny budynek w tym mieście będzie nasz.
-  Pamiętaj, że Black to trudny przeciwnik.
- Wiem, ale wierze, że mój projekt będzie lepszy.
- Trzymam kciuki, żeby tak było.  
- Pozdrów jeszcze mamę.
- Dobrze. Do zobaczenia za tydzień.
- Pa.
Rozłączył się.
Usiadł na łóżku. Napisał szybko sms do brata, by ten ewentualnie potwierdził jego słowa. Schował telefon do kieszeni.
Wtem z przyłączonej do pokoju łazienki wyszła Kate owinięta w ręcznik. Spojrzała na siedzącego na jej łóżku chłopaka.  Ich spojrzenia znów się spotkały. W powietrzu wyczuć można było jakieś napięcie.
Chłopak wstał z miejsca i ruszył w kierunku dziewczyny, ani na chwilę nie spuszczając oczu z jej. Dłonią podniósł jej głowę i łapczywie wpił się w jej usta. Ona z równą mu pasją oddawała pocałunki. Drapała go po głowie, a on błądził swoimi rękami po jej ciele.
Swoimi ustami badał jej szyję, ugryzł płatek ucha. A dziewczyna odpinała guziki jego koszuli. Po kilku chwilach obydwoje byli nadzy, złączeni w jedno. On poruszał swoimi biodrami, a ona obejmowała jego plecy, drapiąc je. Ich jęki zdawały się topić w hałasie dochodzącym z dołu budynku.  A gdy byli prawie na samym szczycie przyjemności ktoś niespostrzeżenie nacisnął klamkę…    



-------------------------------
Cześć wszystkim!!! :D
Taki powrót na stare śmiecie xD Sesja zdana, więc można oddać się przyjemnością xD  Idzie się stęsknić za pisaniem, jak się tego nie robi, przez ponad miesiąc :)
Miało być więcej Matta i Kate, więc jest :) Któż to może mieć takie wyczucie czasu? Jak myślicie? :D
Piszcie komentarze! A tym co się nie chce, to polecam dawać "+1" :D to też jest miłe :)
Rozdziały będą się tutaj pojawiać w każdy czwartek, tak myślę, że ok 18 :)
Ps. postaram się u Was jak najszybciej nadrobić wszelakie zaległości :)
Do następnego!
Marcyśka