Ciągle szare dni i odległe wspomnienia...
Upierdliwe
pikanie wychodzące z jego telefonu budzi go o 7 rano. W myślach przeklina każdy
taki dzień, kiedy musi, a nie chce.
Powoli
otwierał zaspane oczy. Sięgnął dłonią po iPhone, aby go uciszyć, a przy okazji
odpiąć od ładowania.
Mimo, że
dobrze wiedział która jest godzina, to spojrzał na zegarek. Oczy oślepiła
jasność ekranu, zmrużył je. 7 rano, i ni cholera nie chce wskazywać późniejszą
godzinę.
Odłożył
telefon na bok łóżka i podniósł się do pozycji siedzącej. Przetarł dłońmi zaspaną
twarz.
Z bólem
wstał z łóżka. Nie to, żeby był jakimś śpiochem, czy leniem, ale każdy tak
czasem ma, że najchętniej spędziłby cały dzień w łóżku. A przynajmniej tyle, by
bez bodźców zewnętrznych samemu wstać.
Wolnym
krokiem udał się do łazienki. Zimny prysznic obudził go całkowicie.
Owinięty w
ręcznik udał się do garderoby po strój sportowy. Pierwsze z brzegu spodenki i
koszulka. Przecież, nie idzie na żaden bal.
Wrócił do
sypialni i napisał Sms do ochroniarzy- Macie
5 minut. Dobrze wiedział, że tyle czasu mi wystarczy. W końcu mieli być
gotowi o każdej porze dnia i nocy. Czasem wymagał od nich więcej, niż tylko
ochrony tyłka.
Z telefonem
w kieszeni poszedł do kuchni napić się zimnej wody. Czuł jak zimno rozchodzi się
po jego przełyku. Po karku przeszły mu dreszcze.
Spojrzał
przez okno- gęste szare chmury przysłoniły słońce. Może to i dobrze, bo
kolejnego upalnego dnia nie zniósłby.
Obrócił się
i zajrzał do lodówki. Była pełna jedzenia, a zatem ktoś dobry ją wczoraj
uzupełnił. Najprawdopodobniej była to jego bratowa. To ona zwykle robiła za
niego zakupy.
Poszedł po
sportowe buty i z nimi na nogach wszedł do windy.
To, kogo
ujrzał wsiadającego- zamurowało go.
-Kogoż me
oczy widzą?- zapytał zdumiony.
-A widzisz,
trzeba się za siebie kiedyś zabrać. – odrzekł uśmiechnięty Paul.
- Co wy mu podaliście?- dopytywał ochroniarzy.
- Nic.-
odparł Jack.
- To miłość
tak człowieka zmienia! Mówię Ci stary, zakochaj się!- gadał jak najęty.
- A powiesz
nam coś o niej?- zaśmiał się Jams.
Sięgnął po
telefon do spodni, i pokazał chłopakom zdjęcie jego nowej dziewczyny.
Była to
ewidentnie modelka. Długie szczupłe nogi, biust całkiem pokaźny, i twarz, a w
szczególności oczy, to one przyciągały spojrzenie. Duże brązowe okalane długimi
rzęsami.
- No, no,
no!- pokiwał uśmiechnięty Matt.- gratuluję wyboru.
- A dzięki!
W sobotę się mamy spotkać. Wcześniej, wiesz praca.
- Wolnego i
tak ci nie dam.- stwierdził ironicznie Matt.
- Nawet nie
proszę.
- I bardzo
dobrze.
Winda
zatrzymała się i ruszyli w kierunku siłowni. Każdy z nich ciężko pracował nad
swoją formą.
Paul,
starał się jednego dnia nadrobić wszystkie, na których mógł być, ale nie był,
ponieważ mu się nie chciało.
Chłopaki
widząc jego zapał do pracy powątpiewali w długość chęci kolegi.
Po prawie 2
godzinach wracali do mieszkań. Byli tak zmęczeni, że nie mieli sił na
jakąkolwiek rozmowę.
Szybki
prysznic, zmiana stroju na elegancki- codzienność.
Po 40
minutach był prawie gotowy do wyjścia. Jego żołądek dał o sobie znać. No tak,
śniadanie- najważniejszy posiłek dnia, a on nie ma czasu go przygotować i
zjeść.
Wyciągnął
chleb, położył na nim ser żółty i włożył to do mikrofali. Może mało wykwintne,
ale przynajmniej coś zje.
Po minucie, ser był już roztopiony. Parząc sobie
palce zabrał kanapkę z talerza. Idąc do samochodu jadł ją.
W
samochodzie nie mógł liczyć na żadną wymianę zdań, więc oparł głowę o szybę i
gapił się na ludzi na ulicy.
Nieraz
myślał, by kupić sobie psa, który wyrwałby go z monotonii i zapełnił by jakoś
czas, ale właśnie- czasu- nigdy nie miał.
Widząc
podobną dziewczynę do Any wrócił myślami do ich związku. Dalej nie rozumiał jak
można jednego dnia zapewniać o miłości, a następnego bezczelnie odejść.
Wibrujący
telefon wyrwał go z krainy smutnych myśli. Spojrzał na wyświetlacz. To była
Kate.
- Tak?
- Cześć.
Nie przeszkadzam ci?
- Nie.
Właśnie jadę do pracy. Stało się coś?
- A czy
musi, się coś stać, żebym mogła zadzwonić do Ciebie?- zapytała z pretensjami w
głosie.
- Nie. Po
prostu się zdziwiłem, że dzwonisz.
- Dobra nie
ważne. Myślałam całą noc nad Twoją propozycją. Mimo wielu wątpliwości, myślę,
że mogłabym spróbować.
- Cieszy
mnie Twoja decyzja. Myślę, że jutro możemy się spotkać i omówić szczegóły.
- Ale
nasza, że tak powiem, intymna relacja zostaje pomiędzy nami?.- zabrzmiało to
jak twierdzące pytanie.
-
Oczywiście.
- To
dobrze. To do jutra.
- Cześć.
Rozłączył
się, a Paul podjechał już pod budynek firmy.
Wysiadł z
samochodu i w asyście ochroniarzy udał się w głąb budynku.
W pracy jak
w pracy, czasem czas leci bardzo szybko, a czasem dłuży się niemiłosiernie.
Dziś
dominowała ta druga opcja. Poza stertą podpisywanych dokumentów i zatwierdzaniu
kolejnych projektów nic szczególnego się nie działo. Najbardziej lubił w swojej
pracy coś tworzyć nowego. Każdy początek był inny, ale to było zawsze
najlepsze. Od wydawałoby się irracjonalnego pomysłu do dzieła, które podziwiają
wszyscy. To właśnie początek decydował, o tym czy coś powstanie czy nie.
W końcu gdy
przebił się przez stertę papierów, był wolny.
- Szefie!-
zawołał go jeden z pracowników. Mimo, że był bardzo młody, bo miał zaledwie 22
lata, to był świetnym grafikiem. Potrafił każdy projekt oprawić w genialną
komputerową wizualizację.
- Co jest?
- Bo w
zasadzie, mam takie pytanie. Czy te domy szeregowe, które projektujemy, będzie
budować firma pańskiego brata?
- Z tego co
mi wiadomo, będą starać się wygrać przetarg. Natomiast to wszystko jest dopiero
we wstępnej fazie.
- Bo
zastanawiam się nad kupnem. Jednak własny dom, to jest to.
- Jak coś
będę wiedział, to dam ci znać.
-Dziękuję
bardzo.
- Nie ma za
co.
-Do
widzenia.
Wyszedł z
firmy i udał się do samochodu.
- Jedziemy
na jakieś jedzenie?- zapytał pracowników.
- Moja
siostra nagotowała nam jedzenia na cały tydzień.- odparł Jack.- Ale jak chcesz,
to zawsze możemy gdzieś iść.
- Jezu…
Dobra, Paul jedź do domu.
-Tak, Sir.
Czuł jak
jego żołądek po raz kolejny tego dnia ulega samo strawieniu. To zawsze
przypominało mu o tym, że trzeba jeść.
Może i
wylewał hektolitry potu na siłowni, ale z dietą u niego krucho. Jakoś odkąd
mieszka sam, nie potrafił myśleć o jedzeniu.
A może to
była zwyczajnie reakcja na ból psychiczny?
A może jedzenie mu zbrzydło?
Doskonale
przecież pamiętał jak Ana oddawała się gotowaniu. Nigdy nie pozwalała mu wyjść
do pracy bez śniadania, później przyjeżdżała do firmy z obiadem. A jak wracał
to zawsze było coś ekstra na kolacje.
I znowu
myślał o niej. A ileż to już razy obiecywał sobie, że to się więcej nie
powtórzy.
Z rosnącym
bólem w brzuchu dotarł do mieszkania. Niemalże biegiem popędził do lodówki.
Niezastąpiona
Mija zostawiła mu gotowy obiad. Wrzucił go do mikrofali i odgrzał. Czekając na
posiłek napisał do niej:
- Dziękuję za
obiad. :*
Po chwili dostał zwrotną wiadomość.
- Ktoś mus dbać o mojego ulubionego szwagra :D
- W końcu masz go tylko jednego :D
- I co ja biedna pocznę
jak z głodu padnie?
- Zapewne wcześniej nakarmisz xD
Pikanie
mikrofali dało znać, że posiłek jest gotowy.
Wyciągnął
gorący talerz i zabrał się za jedzenie. Makaron z sosem grzybowym, to
zdecydowanie popisowe danie Miji.
- A na śniadania do pracy mogę liczyć?
- Jakbyś był moim
mężem to owszem.
- ;( to się nie uda… Wybacz :D
Brudny
talerz odłożył do zmywarki. I z nudów zasiadł przed telewizorem.
Leciał
jakiś durny serial, na który w ogóle nie zwracał uwagi. Jego myśli były zupełnie
gdzie indziej.
Nie chciał
poddać się prawie że samobójczym myślą. Ale to zawsze było silniejsze od niego.
Przecież tyle razy udaje w ciągu dnia, że wszystko jest w porządku, a wieczorem
coś od środka go roznosi.
Wyrzucił
wszystkie rzeczy z nią związane, lecz wspomnień nie da się tak łatwo wymazać.
Jakaś
scena, gdzie bohaterowie wyznają sobie miłość go dobiła. Wyłączył naprędce
telewizor i z bezsilności rzucił pilotem.
Spojrzał na
zegarek- 20:34- to za wczas by iść spać i za późno, by gdzieś iść. Wyrwać się
do ludzi.
Mówią, że
Nowy York nigdy nie śpi, to kolejna bzdura. Przecież, wszystko kiedyś musi się
skończyć.
Wziął
laptop ze stolika na kolana. Szukał czegoś, co odciągnie jego myśli.
W
wyszukiwarce wyskoczyła mu reklama jednego z klubów tenisa.
Gdy był
dzieckiem grywał, lecz z czasem sport poszedł w jego życiu w innym kierunku.
Może to właśnie ten czas, by powrócić do tego sportu?
Zapisał
dane kontaktowe w telefonie.
Powrócił do
przeglądania stron z sportowymi samochodami. Znalazł kilka interesujących
ofert. Szybko kalkulując w głowie doszedł do wniosku, że na razie nic mu nie
potrzeba i zakup kolejnego odpuści sobie. Przynajmniej na ten miesiąc.
Wieczorna
rutyna. Prysznic i do spania. I jak nie przed snem myśli o niej, to w nocy sny
z jej udziałem w roli głównej. Czy to kiedyś się skończy?
----------------------------------------------------
Dotrwałeś do końca? Gratuluje! ten rozdział jest mega nudny... :(
Komentujcie!
Najprawdopodobniej w sobotę powinien pojawić się prolog do nowego opowiadania :)
zapraszam na: you-in-my-heart.blogspot.com
to chyba tyle :)
Widzimy się z kolejnym w poniedziałek :)
Do następnego!
Marcyśka