Hej wszystkim!
Mam dla Was raczej nie dobrą wiadomość.
Nowy rozdział zostanie dodany dopiero we wrześniu. Kiedy konkretnie? Na pewno po 8.09.
Mam nadzieję, że się na mnie nie obrazicie, czy pogniewacie.
Zwyczajnie w świecie, mam egzamin do zdania. I trzeba się do niego dobrze przygotować.
A połączenie praca+nauka+pisanie raczej nie przyniesie oczekiwanych przeze mnie rezultatów.
Do zobaczenia!
Marcyśka
Ps. Po egzaminie będę nadrabiać zaległe rozdziały u Was!
poniedziałek, 24 sierpnia 2015
wtorek, 18 sierpnia 2015
8- Słowa dotrzymał
"Staram się zrozumieć, co takiego jest w nas,
Że nie boimy się wbrew rozsądkowi gnać"
I nastał dzień, który wszyscy kochają. Zwiastuje on zazwyczaj dobrą nowinę- 2 dni wolnego! Jak się trafnie domyślacie- dziś jest piątek, piątunio, piąteczek.
Za oknem słońce rozgrzewało swoimi promieniami zaspane jeszcze twarze ludzkie. I te same promienie, tego dnia postanowiły zawitać do królestwa Matta. Przedzierając się przez szybę oparły się o jego twarz. Rozgrzewając policzek budziły go delikatnie ze snu.
Chłopak zaspany przetarł dłońmi twarz. Chciał się obrócić na drugi bok, i iść dalej spać. Nie było mu to dane, ponieważ po jego sypialni rozszedł się donośny dźwięk budzika. Wyłączył go, i zsunął się z łóżka.
Z zamkniętymi oczami poruszał się po garderobie, łazience. W końcu huk spadających naczyń obudził go całkowicie. Wybiegł z łazienki i gdy ujrzał Miję od razu przypomniał sobie wydarzenia poprzedniego wieczoru.
-Przepraszam- powiedział na wstępie dziewczyna.- Chciałam ci zrobić śniadanie.- pochyliła się nad rozbitymi naczyniami i zaczęła je sprzątać.
-Nic się nie stało. Jak się czujesz?
-Bywało lepiej. Idź się ubrać, bo gorszysz.- zażartowała dziewczyna.
On spojrzał na siebie. I fakt, można by to uznać za gorszący widok. W samych bokserkach prezentował się raczej kiepsko przed swoją szwagierką. Uśmiechnął się pod nosem i wrócił do przerwanej czynności. Zwykły szary dres.
Siłowania odhaczona w jego codziennym grafiku. Jak zwykle mógł wyładować negatywne emocje. Mógł też zwyczajnie zapomnieć o otaczającym go świecie. On i jego oddechy. Nic więcej.
O dziwo Paul wziął się za siebie na poważnie. Dziś także wylewał hektolitry potu.
Zmęczony Matt wracał do swojego mieszkania. Będąc jeszcze na klatce słyszał podniesione głosy dochodzące zza jego drzwi mieszkalnych.
Przyspieszył kroku i w głowie układał to co za chwile ma powiedzieć bratu.
Wszedł do salonu i to co zastał zwaliło go z nóg. Dosłownie! Paul siedział na kanapie, a w jego ramię płakała Mija. On gładził ją po plecach i całował po czole, włosach, policzku. I wciąż powtarzał jedno krótkie: Przepraszam.
-Mogę wiedzieć co tu się wyprawia?- zapytał swoich gości.
-Przyszedłem przeprosić moją cudowną żonę. I podziękować bratu, że się nią zaopiekował.- wdał się jad w jego ton głosu.
-Co kurwa?
-To co słyszałeś!
-A ty Mija od tak mu wybaczyłaś?
Dziewczyna zapłakana pokiwała tylko głową.
-Ja pierdziele....
-No już braciszku, wyluzuj!
-Ty mi nie mów co mam robić!
-O co tym razem Tobie chodzi?
-O nic! Tak po prostu lubię czasem sobie pokrzyczeć.
-Wybaczyła mi, więc nie rozumiem Cię.
-Dobra nie ważne.
-Masz tam śniadanie zrobione- powiedziała Mija.
-Dzięki.
Matt podszedł do dziewczyny i na jej włosach złożył pocałunek.
Paul z czymś bliżej nieokreślonym w oczach spojrzał na Matta.
Kiedy Matt brał prysznic, Paul postanowił kolejny raz przelać na swoją dziewczynę negatywne emocje.
-Co on Cię tak całuje?!- podniósł głos na Miję.
-O co ci teraz chodzi?
-O to co on z Tobą robi!
-Odbiło Ci?! To Twój brat! Może trochę więcej szacunku do niego?
-Co proszę?! Weź ja ide do pracy, a ty rób co chcesz!- zrzucił z kolan Miję i udał się do drzwi.
Dziewczyna walczyła z kolejnymi łzami, które chciało wylać zranione serce. Nie rozumiała dlaczego Paul tak się zachowuje. Przecież taki nigdy nie był. Nim on opuścił mieszkanie za nim dało się słyszeć z ust Miji.
-Pomyśl czasem za nim coś powiesz!
Na te słowa Matt zarzucił na swoje mokre ramiona szlafrok i wybiegł z łazienki. Zdąrzył zatrzymać w drzwiach brata i chwycić go w mocnym uścisku. Ten zdezorientowany nie wykonał żadnego ruchu w geście obrony. Matt obrócił chłopaka twarzą do siebie i powiedział:
-Jakim trzeba być idiotą, żeby na własną rękę niszczyć własne szczęście?
-Co, teraz braciszku będziesz mi kazania prawił? A mam Ci przypomnieć co ty zrobiłeś Anie?
-Oświeć mnie co ja takiego zrobiłem?
-A panienki, które zaliczałeś, gdy Wam się nie układało?
-I właśnie dla tego nie chcę abyś ty popełnił moje błędy! Masz żonę w ciąży, powinieneś się cieszyć, a nie zarzucać młodszemu bratu, że sypia z Twoją żoną!
- A skąd mam mieć pewność, że tak nie jest? Może to jest Twoje dziecko?
I w tym momencie Matt nie wytrzymał. Wymierzył niespodziewany cios w nos Paula. Chłopak nie miał szans się bronić, a jedyne co dało się słyszeć to chrupnięcie kości i przekleństwa z ust Paula.
-Może to sprawi, że coś zrozumiesz.
Odwrócił się na pięcie, i gdy miał już iść w stronę łazienki, mocny chwyt zatrzymał go w miejscu. Paul zręcznym ruchem odwrócił brata i już jego ręka zaciśnięta w pieść miała zderzyć się z którąkolwiek częścią ciała Matta, gdy zwyczajnie w świecie wychamowała przed ciałem Matta i opadła wzdłuż ciała Paula.
-Masz rację...
Ze spuszczoną głowa i batalią myśli Paul podszedł do swojej żony. Matt uznał, że lepiej bedzie zostawić ich samych, bo mają sobie dużo do wyjaśnienia. Dlatego udał się do garderoby przyszykować do pracy.
-On ma rację. Jestem beznadziejnym mężem... Powinienem się cieszyć, ale to chyba jeszcze do mnie nie dotarło... I chyba się tego trochę bardzo boję. Po prostu chciałbym, aby nam nigdy niczego nie brakowało... - mówił to, co czuło jego serce.
-Paul, mamy siebie, więc nam nic więcej nie potrzeba.- tłumaczyła mu dziewczyna.
-Poraz kolejny tego dnia wybaczysz mi?- zapytał równie niepewnie jak pytał, czy zostanie jego żoną. Położył swoją prawą dłoń na jej, i spojrzał w jej niebieskie oczy i widział w nich czystą miłość. A ich obrączki niemiły się w blasku słońca.
-Tak. - odparła bez najmniejszego zawahania. Przyciągnęła jego głowę do siebie, i złożyła na jego ustach pocałunek. On zachłanny jak nigdy wcześniej pogłębiał go. Chrząknięcie Matta oderwało ich od siebie. A wystraszony Paul zachaczył zranionym nosem o twarz swojej żony i jęknął przeciągłe z bólu.
-Przepraszam brat.- powiedział Matt i podszedł z wyciągniętą dłonią w kierunku Paula.
-Zabije cię za mój nos!- odparł, ale się uśmiechnął, co było znakiem, że przeprosiny przyjęte.
Chłopaki po przyjacielsku poklepali się po plecach.
-Jedziemy do szpitala.- zadecydowała Mija, chwytając swojego męża za rękę.
-Ykhym... A może najpierw się przebierzesz?- zasugerował Paul dziewczynie.
Ona spojrzała na siebie i przyznała rację chłopakowi.
Szybko przebrała się w ubrania z dnia poprzedniego, pożegnała się z Mattem. Trzymając się za ręce opuścili mieszkanie.
Młodszy Anderson w tym czasie jadł posiłek przygotowany przez Miję.
Droga do pracy minęła mu na rozmowach telefonicznych z kontrahentami. A korek spowodowany wypadkiem, sprawił, że każde kolejne spotkanie było opóźnione. Zawsze, ale to zawsze denrwowaly go takie sytuacje. Nie lubił także, gdy o jakimś projekcie decydował humor i kaprys zainteresowanego. Pod ogromnym znakiem zapytania w tym momencie stał projekt budowy domu dla jednej z gwiazd Hoollywood. A to tylko dla tego, że rozmowa była telefoniczna a nie face to face.
Nie zbiednieje, jeśli ten projekt nie dojdzie do skutku, ale przydałby się pod względem prestiżu, który sam fakt współpracy daje.
Kiedy siedział już wygodnie na swoim prezesowskim fotelu, po jego biurze rozległo się delikatne pukanie. Poprawił się na krześle i rzekł:
-Proszę!
Do pomieszczenia weszła drobna dziewczyna, która nerwowo zaciskała palce na teczce. Matt znad sterty dokumentów dopiero po chwili podniósł swoją głowę.
Przed nim stała Kate, która przygryzała wargę.
-Usiądź, prosze!- wstał z miejsca i pokazał wolny fotel na wprost niego. Dziewczyna powoli pokonywała odległość. - cieszę się, że się zdecydowałaś.
-To dla tego, że na prawdę te pieniądze się nam przydadzą.- odparła.
-Podaj umowę.- Kate wyciągnęła plik dokumentow i podała je Mattowi. Chłopak jeszcze raz je przeglądnął i w odpowiednich miejscach złożył swój podpis. - witam na pokładzie!- wstał i wyciągnął dłoń w kierunku dziewczyny. Ona wyciągnęła swoją i jego delikatnie uścisnęła.
-Mam nadzije, że bedzie się nam miło i owocnie współpracować.
-Tylko na coś takiego liczę.- posłał jej łobuzerski uśmiech, który dziewczyna odwazjemniła.
-Mery wprowadzi Cię w szczegóły Twojej pracy. Już teraz mogę Cię zapewnić, że nie jest to parzenie kawy i herbaty.
-Nie wiem jak mam ci dziękować, że aż tak bardzo mnie cenisz.
-Nie musisz dziękować, wystarczy, że pracy się poświecisz.
-Oczywiście. Clayton zaprasza dziś wieczór do nas na imprezę. Będziesz?
-Oczywiście, że tak! Mam coś kupić?
-Powiedział, że jak chcesz pić coś lepszego niż piwo, to sam sobie masz kupić.
-Jasne! Nie uwierzysz, co dziś zrobiłem....
-Nie mam pojecia, więc mów.- powiedziała żywo zaciekawiona dziewczyna.
-Złamałem nos Paulowi. Tak dostał, że teraz biedaczek siedzi i czeka aż go łaskawie przyjmie lekarz.
-Nawet nie chcę wiedzieć o co poszło. A ktoś mi niedawno kazania prawił na temat kłótni z bratem.- uśmiechnęła się cwaniacko dziewczyna.
-Oj tam. Ja tylko mówiłem, że siostry bym nigdy nie uderzył. A brat i do tego straszy to zawsze coś innego.
-Yhym...
Po pomieszczeniu rozszedł się dźwięk telefonu. Matt od razu go odebrał.
-Co jest Mery?
-Ma pan kolejne spotkanie za 3 minuty.
-Dobra. Kate już idzie do Ciebie.
-Ok.
Odłożył słuchawkę na swoje miejsce.
-No to pierwszy dzień w Twojej nowej pracy czas zacząć. Życzę powodzenia!
-Nie dziękuje, żeby nie zapeszyć.
Dziewczyna pozbierała wszystkie dokumenty i wyszła z gabinetu prezesa.
Kolejne spotkanie Kate i Matta nastąpiło w samochodzie, który wiózł ich na imprezę do Claytona.
-------------------
Średnio jestem zadowolona z jakości tego rozdziału, więc nie zdziwią mnie wasze negatywne komentarze....
Powiem szczerze, że ostatnio coraz ciężej mi się pisze to opowiadanie:/ Wybaczcie!
Piszcie swoje uwagi w komentarzach!
Z kolejnym widzimy się za tydzień!
Zapraszam do obserwacji bloga!
Do nastepnego!
Marcyśka
Ps. Za błędy przepraszam, rozdział pisany na telefonie ;)
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
7 Idioto w twarz dostaniesz!
Ona znowu spędzi samotną noc, wierząc, że rano już zobaczy go!
- Hej, co jest?- usiadł obok dziewczyny, i chwycił ją za dłoń.
- Hej.- wyszeptała.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz? – pytał zatroskany Matt swoją bratową.
- Pokłóciłam się z Paulem.- powiedziała, a kolejna fala płaczu
wstrząsnęła jej ciałem.
- Poczekaj. Przebiorę się i naleję nam wina. Bo pewnie na trzeźwo nie
ogarnę kłótni małżeństwa stulecia.
- Yhym.
Wstał z miejsca i poszedł się szybko przebrać w spodnie dresowe.
Następnie w kuchni nalał do kieliszków czerwonego wina sobie i dziewczynie.
Sięgnął jeszcze po opakowanie chusteczek.
- Proszę.- poddał dziewczynie kieliszek. Ta podniosła się do pozycji
siedzącej i wzięła naczynie od Matta.
- Teraz mów wszystko jak było. – nakazał dziewczynie.
Ona upiła łyk trunku i zaczęła swoją opowieść.
- Może
zacznę o początku…
- Tak
będzie najlepiej- uśmiechnął się pokrzepiająco Matt.
- Kilka dni
temu źle się czułam. W pracy prawie bym zemdlała. Na szczęście w porę usiadłam
i jakoś mi przeszło. Objawy się nasilały, więc poszłam zrobić badania, takie
wiesz, ogólne. Nie chciałam Paulowi nic mówić, żeby się niepokoił. Wiesz jak to
z nim jest, nic groźnego a on dramatyzuje. No i lekarz daje mi wyniki badań i
mówi: Gratulację, jest pani w 2 miesiącu
ciąży. On taki zadowolony, a mi się cały świat wali na głowę. Musiałam samo
sobie to wszystko poukładać, to poszłam na zakupy. Weszłam na dział dziecięcy i
pomyślałam, że chcę to jakoś twórczo zakomunikować mężowi. Kupiłam śpioszki dla
naszego dziecka. Przychodzę do domu, Paul oczywiście w papierach siedzi. Proszę
go o rozmowę, wręcz go do tego zmuszam. I mówię mu, że jestem w ciąży, a on
wpadł w taką furię. Cały czas krzyczał, że przecież ustalaliśmy, że na razie
żadnych dzieci, że młodzi jesteśmy… Coś mówił, że ma jechać do LA na kontrakt…
Za to dostał ode mnie w twarz… - i kolejny potok łez spływał po policzkach
dziewczyny.
- Co za
idiota! Chodź do mnie!- rozkazał dziewczynie, a ona chętnie wtuliła się w jego
silne ramiona.- a to będzie chłopiec czy dziewczynka? Bo nie wiem jaki ma mieć
kolor tego osobnika samochód.- zaśmiał się chłopak, na co dostał w głowę
poduszką.
- Jeszcze
za wczas na płeć.-odparła śmiejąc się przez łzy.
- Naprawdę
nie wiem dlaczego on się tak wkurzył. Przecież dziecko to chyba najlepsze, co
może być.
- Możliwe,
że znów jakiś kontrakt negocjuje. Ostatnio często wyjeżdżał.
- Ja muszę
z nim porządnie porozmawiać i pewne rzeczy mu uświadomić. A mówiłaś komuś
jeszcze?
- Nikt nie
wie poza nami.
- jakby
rodzice się dowiedzieli, co on wyprawia, to ojciec by rzucił wszystko i
dostałby takie lanie, że przez miesiąc nie usiadłby na dupie.
- Myślę, że
i tak by nie pomogło.
- Co
planujesz?
- Na razie
nic. Nie chcę wracać na noc do domu. On nie wie, że jestem u ciebie.
- Śpisz w
gościnnym.
- Dzięki
Matt.
- Nie ma za
co.
Dziewczyna
wstała z kanapy i poszła w kierunku wskazanym przez Matta. W połowie drogi
zatrzymała się i powiedziała:
- Słuchaj
jest sprawa, bo ja nie mam ze sobą żadnych rzeczy….
- Chodź,
już Ci daję.
Razem udali
się do garderoby Matta. Chłopak wyciągnął jej swój podkoszulek i bokserki.
- Ale za
gacie, to ja podziękuje.- zaśmiała się.
- A kto mówi,
że one dla Ciebie?- odparł śmiejąc się.
- Chociaż
tyle mi oszczędzisz.
- A co nie
podobają Ci się z Batmanem?- rozłożył je, prezentując w całej okazałości Miji.
- Nie, choć
wolę klasyczną czerń.
Oboje
śmiali się do łez.
Gdy
przestali, rozeszli się każdy w swoim kierunku.
Matt wziął
szybki prysznic i od razu rzucił się na łóżko, czekając aż Morfeusz zabierze go
w swoje objęcia.
Nim to
nastało, myślał o dniu dzisiejszym. O rozmowie z Kate, która przebiegła nie tak
jak powinna. Tak bardzo chciał usłyszeć od niej te słowa, że będzie pracować u
niego w firmie. Sam w zasadzie nie wiedział dla czego. Tak chyba po prostu,
chciał wiedzieć, że u dziewczyny wszystko w porządku. Później starał się
wyobrazić, jak będzie wyglądał mały Anderson. Oczyma wyobraźni widział jak wraz
z Paulem biegają po Central Parku za piłką i śmieją się. A to wszystko bacznie
obserwuje Mija i jego rodzice.
Sięgnął po
telefon i napisał SMS do brata: Mija jest u mnie. W pysk dostaniesz, za to co
zrobiłeś.
Nie
spodziewał się zwrotnej wiadomości, i tak też się stało.
Pierwszy
raz od niepamiętnego czasu zasnął nie gnębiony tym co było.
A Mija,
leżała na plecach w wygodnym dwuosobowym łóżku i gładziła swój brzuch ręką.
Myślała nad
tym co krzyczał Paul. Ona nie chciała mieć zaplanowanego całego życia. Chciała
trochę spontaniczności. I ot, nadarzyła się okazja. Całym sercem kochała Paula,
a w tym sercu zrobiło się miejsce dla Maleństwa. Połowa serca Paula, połowa
Maleństwa. I trudno. Paul musi to zaakceptować. Nawet jeśli siłą będzie go
musiała zaciągnąć na kolejne badanie USG, to to zrobi, bo chce ze swoim
kochaniem posłuchać jak bije serce ich dziecka.
Tonąc w
łzach i snując plany na jutro zasnęła.
---------------------------------------
Dziś trochę krócej niż zwykle :) Ale za to tak bardzo rodzinnie.
Tzn, tak mi się wydaje.
Plus jest tego wszystkiego taki, że dodaje rozdział o ludzkiej porze :D
Komentujcie!
Z kolejnym widzimy się za tydzień! 17.08.
Do następnego!
Marcyśka
Ps. Piszę 2 bloga, na którego serdecznie Was zapraszam!
you-in-my-heart.blogspot.com
wtorek, 4 sierpnia 2015
6 Co tak cenne jest
Nie ma szans, rozdział trzeba zamknąć
Warto ogrzać się, żeby nie zamarznąć.
Znaleźć miłość, ruszyć z miejsca, zacząć kochać,
Nowa przyszłość, ale inna niż wyśniona.
Codzienność wypełniona była rutyną.
Zachowania mechaniczne, wyuczone uśmiechy, puste spojrzenia.
Dziś nie było inaczej. 7 rano
pobudka, siłownia, śniadanie w biegu, praca.
W całym napiętym grafiku jeden miły
element- spotkanie z nią.
Był umówiony z Kate na 13 w
restauracji obok firmy. W asyście ochrony udał się na spotkanie.
Wszedł do częściowo zapełnionego
lokalu. Biznesmeni negocjowali kontrakty, jakaś para jadła wspólny lunch
zwyczajnie ciesząc się swoją obecnością.
A wystrój wnętrza restauracji ma
zadowolić najbardziej wymagające oko. Przeszedł próg, a tam od razu witał go
kelner, który zaprowadził do stolika. Nim usiadł w dłoniach trzymał już menu.
- Może na początek zaproponuję panu
coś do picia.- około 30 letni chłopak z nienagannie ułożonymi czarnymi włosami,
krótko obciętymi paznokciami i wyrazem twarzy, który nie zdradzał nawet
najmniejszego zainteresowania klientem.
- Wodę poproszę. I to na razie
wszystko.- odparł.
- Zaraz panu podam.
Usiadł wygodnie, jego spojrzenie
utkwiło gdzieś za szybą. Obserwował jak krople deszczu spływają, spadają.
Mężczyźni w garniturach i pod parasolem biegli załatwiając interesy. Kobiety w
spódnicach do kolan, na szpilkach pewnie w duchu przeklinały pogodę.
Po chwili kelner podał zamówienie
Mattowi.
Do kieszeni spodni sięgnął po
telefon. Iphone sygnalizował mu, że otrzymał wiadomość e-mail.
Otworzył ją. Było to zaproszenie na
bal charytatywny. Nie planował nigdzie iść, ale postanowił przelać 30 000 dolarów
na konto fundacji.
Po kilkunastu minutach przyszła Kate.
-Witaj!- wyciągnął dłoń w jej
kierunku.
-Cześć.- tylko tyle odparła.
Matt wstał od stolika i pomógł
ściągnąć mokry płaszcz Kate. Dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością, ale
czuła się lekko zażenowana.
- Przepraszam Cię za spóźnienie. Wiesz
korki, a później auto mi się zepsuło. Musiałam przyjść na nogach.- nerwowo
tłumaczyła się dziewczyna.
- Nie ma sprawy.
Usiedli na swoich miejscach naprzeciwko
siebie.
Kate nerwowo poprawiała mokre włosy,
które sklejonymi kosmykami opadały na jej ramiona.
Na widok, że dziewczyna usiadła przy
stoliku jednego z najbogatszych ludzi, kelner niemalże biegiem podał jej kartę.
Wybrali jedzenie.
- Mam ze sobą Twoją umowę. Przeczytaj
ją na spokojnie w domu, zastanów się, czy proponowane przeze mnie warunki pracy
Ci odpowiadają.
- Jasne. Pewnie wszystko jest na tip
top.- odparła dziewczyna, w momencie, kiedy Matt podawał jej teczkę z jej kopią
umowy.
- Chciałbym, żeby tak było.-
uśmiechnął się delikatnie.
- Wiesz, cały czas zastanawiam się,
czy dobrze robię.
- Przecież nikt nie będzie wiedział o
naszej relacji.- po raz n-ty zapewniał ją.
- Ale mimo wszystko….
Matt odchylił głowę do tyłu i
spoglądając w sufit. W ten sposób starał się opanować narastającą irytację na
Kate.
- Dobra. Jak nie chcesz, to nie. Mi
nic do tego. Ale chciałbym, abyś była szczęśliwa. Żebyś mogła zamieszkać na
swoim, była samodzielna.
- Co? – spojrzała niedowierzając w słowa
właśnie wypowiedziane przez Matta.
- To co słyszałaś.
- Człowieku, a kto Ci takich bzdur
naopowiadał?! To, że czasem kłócę się z Claytonem, nie oznacza, że chcę się od
niego wyprowadzić.
- Wiesz, ja i Paul też czasem się
kłóciliśmy. Najczęściej jak byliśmy dziećmi o zabawki. Teraz nie wyobrażam
sobie podnieść ręki na niego.
- I, co teraz będziesz prawił mi
kazania?! Daruj sobie.
- Powiedz mi, jak mam z Tobą rozmawiać?
- Nie wiem. Może pewne sprawy
powinieneś zostawić w przeszłości i nie zabierać ich w przyszłość? A może
powinieneś przestać zbawiać świat?
Rozmowę, albo spostrzegawczą wymianę
zdań przerwał kelner, który podał zamówienie.
Obydwoje pochylili się nad posiłkiem.
Matt zastanawiał się nad słowami
Kate. Całego świata nie uratuje, ale najbliższych chce chronić. Czy to jakiś
kompleks, który spowodowała śmierć Lilly?
- W każdym razie, masz umowę do
podpisania. Zastanów się jeszcze nad tym. Gdybyś jednak uznała, że moja
propozycja jest w porządku, to jutro o 9 zaczynasz pracę. I weź ze sobą swoją
kopię umowy.- jako pierwszy przełamał panującą ciszę.
- Dobrze.
- Robisz dziś coś wieczór?
- Nie mam żadnych planów, jeśli o to
pytasz.
- Masz ochotę na kino?
- A później wspólna noc? Nie Matt,
właśnie o tym rozmawialiśmy.
- Ok, a kino? I nic więcej, obiecuję.
- Matt…
- Po prostu nie chcę spędzić
kolejnego wieczoru w mojej samotni.
- Pomyśle i dam Ci znać. A teraz
muszę lecieć.
- Dzięki.
Wstał od stołu, pomógł ubrać płaszcz
Kate.
Gdy dziewczyna opuściła lokal, ruchem
ręki przywołał kelnera i uregulował rachunek.
Powolnym krokiem wrócił do firmy.
Kolejne godziny mijały mu w miarę szybko. Choć co jakiś czas spoglądał na
telefon, czy przypadkiem nie ma jakiejś wiadomości od Kate.
Tak owej nie doczekał się do końca dnia
w pracy. Nie chciał nalegać, dlatego od razu wrócił do domu.
Włócząc stopami po parkiecie wtaczał
się do mieszkania. W windzie poluzował krawat, który teraz niedbale rzucił na
kanapę wraz z marynarką.
Podwinął rękawy koszuli. Otworzył
lodówkę. Wyciągnął produkty, które pierwsze wpadły mu do rąk. Zrobił sobie
kanapki do jedzenia.
Usiadł przed telewizorem i myślał.
Czasem zdarzało mu się rozmyślać nad
własnym życiem. I dziś chyba pogoda spowodowała jego melancholiczny nastrój.
Miał wszystko, ale czegoś ważnego
brakowało mu. Czegoś, co nie da się kupić. Cholernie bardzo brakowało mu
bliskości.
Te kilka razy, gdy nocowała u niego
siostra Claytona, sprawiły, że ponownie zapragnął budzić się, przy kimś kto go
kocha.
Dokończył posiłek i poszedł się
przebrać. Musiał się odstresować.
Skórzane spodnie, kurtka, rękawiczki,
buty i kask do ręki- tak motocykl to lekarstwo.
Gotowy zabrał tylko telefon do
kieszeni spodni i ruszył do windy.
Zatrzymała się na piętrze
ochroniarzy, którzy automatycznie zebrali się z miejsc, lecz widząc Matta w
motocyklowym stroju, opadli z powrotem na swoje miejsca.
Teraz tylko do garażu. Czuł jak jego
serce radośnie łomocze w piersi. Na usta mimo woli wkradł się uśmiech.
Wyprowadził motocykl na zewnątrz i
odpalił silnik. To najpiękniejsza melodia dla jego uszu.
Pozapinał wszystkie kieszenie,
założył kask, zamknął garaż.
Wsiadł i był wolny.
Poruszał się po ulicach Nowego Yorku.
Chciał być naprawdę wolny, dlatego postanowił jechać na autostradę.
Kolejne mijane samochody, ludzie,
którzy się za nim oglądali- milioner, młody chłopak, szaleniec.
I upragniona prosta droga. Wyższy
bieg i przed siebie.
Krajobraz rozmyty, nie miał dla niego
większego znaczenia. Poczuł wolność, pęd powietrza, i ten dreszcz emocji.
Niepowtarzalne doznania.
Prędkościomierz wskazywał 200 km/h i
taką prędkość postanowił jak najdłużej utrzymywać.
Przestraszeni kierowcy uciekali przed
nim na inne pasy, zostawiając mu pustą drogę.
Żółte linie prowadziły go tylko w
przód.
40 minutowa wycieczka w zasadzie bez
celu, tylko po to by się dotlenić, odprężyć przyniosła upragnione efekty.
Czuł się zdecydowanie lepiej. W jego organizmie
została wytworzona odpowiednia dawka adrenaliny, od której był uzależniony.
Zadowolony zaparkował motocykl w
garażu i lekkim krokiem udał się do windy.
Gdy wszedł do swojego mieszkania zastał na kanapie płaczącą Miję.
Od razu w kąt rzucił kask, kurtkę i rękawiczki.
- Hej, co jest?- usiadł obok
dziewczyny, i chwycił ją za dłoń.
- Hej.- wyszeptała.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz? – pytał
zatroskany Matt swoją bratową.
- Pokłóciłam się z Paulem.-
powiedziała, a kolejna fala płaczu wstrząsnęła jej ciałem.
- Poczekaj. Przebiorę się i naleję
nam wina. Bo pewnie na trzeźwo nie ogarnę kłótni małżeństwa stulecia.
- Yhym.
Wstał z miejsca i poszedł się szybko
przebrać w spodnie dresowe. Następnie w kuchni nalał do kieliszków czerwonego
wina sobie i dziewczynie.
Sięgnął jeszcze po opakowanie
chusteczek.
- Proszę.- poddał dziewczynie
kieliszek. Ta podniosła się do pozycji siedzącej i wzięła naczynie od Matta.
- Teraz mów wszystko jak było. –
nakazał dziewczynie.
Ona upiła łyk trunku i zaczęła swoją opowieść. ---------------------------------------------------
Hej!
Wiem, rozdział miał być w poniedziałek, a jest już wtorek- wybaczcie. Jedyne co mam na usprawiedliwienie, to, to, że w sobotę byłam w górach cały dzień. Po powrocie do domu walczyłam całą noc z zatruciem pokarmowym. Niedzielę ledwo żyłam. A dziś/ wczoraj (de facto jest wtorek, 1 w nocy) miałam chęć by napisać ten rozdział.
Dobra, koniec historii życia.... :)
Komentujcie!
Mam jeszcze jedno ogłoszenie parafialne, mianowicie to opowiadanie będzie miało rozdziały dodawane raz w tygodniu- w poniedziałek. Nie chcę, aby straciło ono coś, przez to, że piszę 2 opowiadanie równolegle.
Zapraszam do obserwacji bloga :)
Widzimy się z Mattem za tydzień w poniedziałek 10.08
Do następnego!
Marcyśka
Subskrybuj:
Posty (Atom)